Prywatność na sprzedaż

Autorka: 11:19 , , ,


Pokaż mi swoje konto na facebooku, a powiem Ci, kim jesteś - chyba tak w czasach pozbawionych jakiejkolwiek prywatności powinna brzmieć zaktualizowana wersja starego powiedzenia. Choćby dlatego, że wystarczy mi minuta scrollowania Twojej facebookowej tablicy, by streścić Ci najważniejsze wydarzenia tego roku. Nie wierzysz? No to patrz!

Styczeń. Wraz ze swoją najlepszą psiapsiółą hucznie wkroczyłaś w Nowy Rok, a przynajmniej tak mówi Twój mętny wzrok i nieco zarzygana torba od Sabriny Pilewicz. Twój Mruczuś niestety znowu nawalił i zniknął z kumplami tuż przed północą. Nawet nie próbuj zaprzeczać. Przecież nie bez powodu zamieściłaś na jego profilu piosenkę Verby "Mogliśmy". Na szczęście konflikt już zażegnany, a przynajmniej tak wnioskuję po jego muzycznej odpowiedzi: Akcent - "Królowa nocy". Nie powiem, nie powiem. Nóżka sama rwie się do tańca.

Luty. Na szczęście między Wami wszystko w porządku. Nadrabiacie stracony czas w Zakopanem. Trochę Ci zazdroszczę tej wełnianej pary stringów w norweskie wzory, którą dostałaś w ramach walentynkowego prezentu. To nic, że wszystko mnie swędzi na samą myśl o nich, hej! Przyznam Ci się do jeszcze jednego. Przeczuwałam, że te majtochy to tylko wstęp do atrakcji, jakie przygotował dla Ciebie Mruczuś. No i masz, nie myliłam się. Na Twoim palcu ląduje pierścionek. I to nie byle jaki, bo z Apartu. Poznałam po tych charakterystycznym brylancie. A nie, co ja gadam, po metce poznałam. Chyba znowu zapomniałaś odczepić. Ale don't worry, zdarza się największym wariatkom, Mariolko Ty moja szalona.


______________________________________________________

 -Prywatność!
- Coooo?!
- G**no! 
 ______________________________________________________


Jest marzec, a ja zastanawiam się, jak doszło do tego, że ludzie ochoczo odzierają się ze swojej prywatności. Relacjonują nie tylko swoje zagraniczne wyjazdy i tą cholerną pachnącą (bo pierwszą!) kupę swojego bobaska, ale również rozstania i powroty godne taniej telenoweli. Zamiast korzystać z pralki, wolą prać swoje brudy w Internecie. Tak jest wygodniej, szybciej? Sama nie wiem. Kiedyś głowiłam się, kto do diabła decyduje się na udział w programach typu "Big Brother". Pokazuje całą swoją intymność i jest w stanie upodlić się przed kamerą, byleby przejść do kolejnego odcinka i zyskać popularność. Teraz jednak myślę, że w porównaniu z tym, co dzieje się dzisiaj na portalach społecznościowych "Big Brother" to pikuś, Pan Pikuś. Tamci ludzie sprzedawali swoją prywatność i robili z siebie idiotów, wierząc, że uda im się zgarnąć pół miliona. A my? Co my mamy z tego ekshibicjonizmu poza nic nie wartym morzem lajków i atencją osób, których być może nawet nie znamy z reala*? ;-)

*Co innego Tesco i Kaufland - tam to się poznaje prawdziwych przyjaciół! ;) (ok, suchara mamy za sobą, możemy zatem iść dalej :)


  ______________________________________________________

 Oddam życie w dobre ręce

 ______________________________________________________ 

Czy sprzedając swoją prywatność, zyskujemy coś poza 5-minutowym fejmem wątpliwej jakości? Oczywiście. Zdobywamy współreżyserów swojego życia, którzy chętnie wysłuchają, doradzą, a jak scenariusz zrobi się zbyt nudny, to i namieszają jak trzeba. Wykorzystają chwilę słabości, przekręcą kilka faktów, a w konsekwencji odbiorą  nam to, czym tak chętnie dzieliliśmy się w internetach. Osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji, w  której znajomy z Pcimia Dolnego, którego poznałam w latach 90-tych na swoich pierwszym koloniach  miałby wiedzieć o mnie więcej niż ja sama. Dlatego nie planuję opowiadać o swoich miłosnych uniesieniach, zdradach, nawracającym swędzeniu okolic intymnych, czy bolącym pryszczu na tyłku. 

I być może myślisz sobie teraz, Drogi Czytelniku, że jako Dobra Ciocia apeluję, abyś dla własnego dobra nie upubliczniał swoich problemów - osobistych, zawodowych, zdrowotnych. Nie, tu nie chodzi o zamykanie się z problemami w swoich czterech ścianach. Chodzi o świadome przeżywanie życia i równie świadome dobieranie sobie jego uczestników. Bez względu na to, czy przeżywasz właśnie najgorszy czy najpiękniejszy dzień swojego życia, nie zapominaj, że to wszystko jest Twoje. Twoja radość, Twój ból, Twoje rozczarowanie, Twój sukces. To Twoje własne, spersonalizowane puzzle, dzięki którym tworzysz taką, a nie inną układankę. Dlatego pamiętaj, proszę, że wszystko można sprzedać, ale nie wszystko można kupić.


PS. Kochani, czy Waszym zdaniem prywatność w dobie social media istnieje? Czy może to już taki typowy dinozaur, o którym każdy słyszał, ale nikt od dawna nie widział? ;) 

Ściskam!

ZOBACZ TAKŻE

9 komentarze

  1. Obawiam się, że w dzisiejszych czasach niestety wszyscy poniekąd tracą swoją prywatność. Już nawet nie trzeba mieć konta w społecznościówkach. Znajomi i tak wstawią z Tobą zdjęcie z mega imprezki, gdzie ledwo patrzysz na oczy i oznaczą z imienia i nazwiska.
    Trudne czasy nastały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że nie możemy uchronić się w 100% przed utratą prywatności. Ba, my jako blogerzy sami świadomie pozbawiamy się jej części. Jednak nie do końca rozumiem, po co sprzedawać się z takim rozmachem i w taki sposób? Jeżeli sprzedawanie się przyjmuje formę budowania pozytywnego wizerunku - ok, jest to sprytny i opłacalny zabieg, ale czemu ma służyć wzajemne wylewanie na siebie wiadra pomyj, opowiadanie o zdradach i nowym, 5-tym już w tym miesiącu facecie? :D Chyba "nie umiem w dzisiejsze czasy" :D.

      Usuń
  2. Szukamy poklasku. Dobra nie będę mówić my, bo nie wszyscy! Nazwijmy ich oni ;) Oni tak - my nie! ;) Lubimy jak się nas podziwia, jak się ludzie angażują w nasze jeszcze nienarodzone dzieci ( z tym akurat nie mogę się pogodzić ). Dziewczyna dowiaduje się, że jest w ciąży i co robi? Musi się pochwalić na FB. A potem wszyscy jej gratulują, super jak się cieszę, a tak naprawdę myślą sobie zaliczyła wpadkę dobrze jej tak. Wszystko jest dla ludzi. Można podzielić się tym czy owym. Uaktualnić zdjęcie profilowe, żeby znajomi zobaczyli jak się dobrze trzymam.;) Ale warto zachować coś dla siebie. Bo, ja chciałabym wierzyć w cudowny świat i wspaniałych ludzi, ale mogą zdarzyć się tacy, z resztą o czym piszesz, którzy taką wiedzę mogą bezczelnie wykorzystać przeciwko nam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, nie chodzi o popadanie ze skrajności w skrajność i unikanie portali społecznościowych za wszelką ceną, żeby przypadkiem nie wypłynęła jakaś informacja na nasz temat ;), tylko o zachowanie umiaru i świadome wybieranie treści, jakie tam trafiają :D.

      Usuń
  3. Prywatność w internecie? Nie ma takiego czegoś. Logując się na FB, oddajesz administratorom wszystko - swoje dane, zdjęcie, przemyślenia - mogą zrobić z tym, co zechcą. To o czym jednak piszesz to dla mnie pewna forma prostytuowania się - wiem ostre słowo, ale nie potrafię inaczej tego nazwać, by pokazać sedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, w dobie Internetu nie istnieje coś takiego jak 100% prywatność. Jednakże to od nas zależy, jak duży jej skrawek zostanie ocalony ;). Prostytuowanie - mocne słowo, a jednak w pewnym stopniu adekwatne to sytuacji - w końcu zarówno w prostytucji jak i w Internecie chodzi o to, żeby się sprzedać, niekiedy za wszelką cenę. Pozdrawiam :).

      Usuń
  4. Jak jest umiar to według mnie wszystko jest ok. Jeżeli ktoś przekracza granice w sprzedawaniu swojej prywatności to niestety jest w moich oczach przegrany. Ja rozumiem blogerów, którzy bardzo dużo piszą o swoim życiu, ale nie potrafię zdzierżyć znajomych na facebooku, którzy wrzucają zdjęcia na pokaz. Te wszystkie fotki z narodzonymi dziećmi - razem z datą urodzenia, wagą i w ogóle są zwyczajnie śmieszne. Matka zamiast zająć się dzieckiem porządnie już pierwszego dnia wrzuca fotę, bo trzeba się pochwalić. Natomiast później pokazuje wszystko- pierwszy krok, pierwszy skok, pierwsza zjedzona zupka i ubabrany śliniaczek. Niedługo już będzie "Zobaczcie, oto pierwszy bączek mojego syna i reakcja babci. Był taki słodki jak to zrobił! Babcia biła mu brawo!". No nie, to jest słabe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak jest, umiar-umiar-umiar i rozsądek. Ja niestety już miałam przyjemność podziwiać dziecięcą kupkę uroczo dryfującą w wannie(jedną z pierwszych, więc najlepszą i najpiękniejszą ♥♥♥...i zapewne pachnącą Euphorią Calvina Kleina, no w najgorszym wypadku fiołkami :D) - a jak wiadomo, what has been seen cannot be unseen :D. Po takich widokach zastanawiam się, czy jest jeszcze coś, co może mnie zaskoczyć w Internetach, hmmm... ;-).

      Usuń
  5. Ja założyłam nowe konto w styczniu i mam luz, bo tylko najbliższe grono z którym mam kontakt i piszę :) nie chciało mi się już na wszystkich pseudo luzaków patrzeć z każdym meldunkiem.. Chociaż moja dalsza kuzynka też mnie rozwala jak kupi za każdym razem nowego ciucha to samojebka przed lustrem i dawaj na fejsika :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!:-)