sobota, 29 marca 2014

Spring me with love

Mleczeee! - słyszę okrzyk podekscytowanej 10-latki, wyraźnie zdziwionej tym widokiem. To chyba znak, że wiosna przyszła do nas na dobre. Słupek rtęci ochoczo rwie się do góry, a wraz z nim moje samopoczucie. Czuję wszechogarniające ciepło i spokój. Bezczelnie patrzę słońcu prosto w twarz, mrużąc przy tym oczy. Podświadomie przywołuję piegi, które tak bardzo lubią pomieszkiwać na mojej twarzy. Dzicy współlokatorzy, których tak mi brakuje.

Podczas dzisiejszej polnej przechadzki udało mi się zatrzymać dla Was kilka obrazów. Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo poczujecie płynące z nich ciepło:


Jeszcze jakieś 90 dni dzieli mnie od całkowitej beztroski. BE STRONG.

Ściskam :),
N.

środa, 26 marca 2014

Moja wersja sałatki greckiej

W dni robocze spędzam po kilkanaście godzin poza domem. Nie ukrywam, że jest to dla mnie dość duże wyzwanie, również w kwestii kulinarnej. Nie jestem w stanie funkcjonować przez cały dzień na kanapkach, a rozbijanie się po knajpach oznaczałoby dla mnie bankructwo $. To właśnie dlatego staram się planować swoje posiłki z 1-dniowym wyprzedzeniem. Można w skrócie powiedzieć, że jestem ,,słoikiem'', ale nie tym klasycznym, zwożącym z domu rodzinnego wałówkę na cały tydzień, tylko słoikiem codziennym - taszczącym sałatki, jogurty i desery na co dzień. 


 Jedną z moich słoikowych wariacji jest sałatka grecka, a dokładniej jej zmodyfikowana wersja. Nie przepadam za świeżymi ogórkami i pomidorami poza sezonem, dlatego te warzywa zastępuję zielonymi składnikami - rucolą i roszpunką (roszponką - jak kto woli ;), które dodają ,,kropki nad i'' tej sałatce. 

Jesteście ciekawi, jak zrobić taką sałatkę?
Poniżej zamieszczam fotolistę wszystkich potrzebnych składników na 8-10 porcji dla wielkich głodomorów :) :

  
Przygotowanie: banalnie  proste. Wszystkie warzywa poza zieleniną oraz ser kroimy wg uznania ( w paseczki/kostkę,itp.). Rwiemy sałatę lodową i rozszpunkę. Dodajemy rucolę. Całość polewamy rozrobionym sosem greckim (nieco zmodyfikowałam proporcje podane na etykiecie: sos w proszku + 4 łyżki wody + 4 łyżki oliwy z oliwek) i...cieszymy się tym cudownym smakiem :).


Ściskam :),
N.

wtorek, 25 marca 2014

Let the rain pour down on me


Lubicie, kiedy pada deszcz? Ja bardzo, o ile towarzyszą mu:
a) dzień wolny/ świadomość rysującego się  na horyzoncie wolnego dnia
b) wysoka temperatura

Nie należę do grona osób, które wraz z pierwszą kroplą deszczu pretendują do bycia kostką cukru ;) ( a tak swoją drogą, każda okazja do  sprawienia sobie komplementu jest dobra - I'm sweet like sugar ♥). Nie straszne mi przemoknięte ubrania  ( o ile nie skrywają w sobie mojej cegły, pochlebnie zwanej smartphonem, czy słuchawek) ani rozmazany makijaż. W zasadzie to ostatnie, wbrew pozorom, jest megazaletą deszczu. Niektórzy ukochani mają okazję ujrzeć po raz pierwszy czyste jak łza oblicza swoich wybranek. Wybranki, z kolei, mają szansę na mniej lub bardziej dokładny (wszystko zależy od stopnia intensywności deszczu) demakijaż, o którym wciąż zdarza im się zapominać, sick!  

Poza wspomnianymi zaletami, jest kolejna - najważniejsza. Deszcz działa na mnie oczyszczająco ( nie, nie piję znowu do makijażu ;)). Wymywa ze mnie negatywne, zatruwające moją głowę myśli. Sprawia, że czuję się lżej - choć waga mówi co innego, ściemniara jedna! To dlatego nie uciekam od deszczu. No bo jaki jest sen uciekania przed czymś, co ma na nas dobry wpływ.

Myślę, że każdy z Was zna stwierdzenie zaczynające się od słów: ,,Niebo płacze, bo (...).'' W miejsce trzech kropek ląduje jakiś mniej lub bardziej sensowny argument. Moje zdanie brzmi:

Niebo płacze, bo dotychczas miałaś ,,słomiany zapał''. Chcesz mieć słońce? Zapracuj na nie! :)

Jak widać, motywacją może być wszystko. Nawet deszcz.
Życzę Wam dużo słońca i okazyjnego deszczu, który pomoże oczyścić myśli!

Ściskam :),
N.

niedziela, 23 marca 2014

Motivation is back

Nie wiem, ile razy i jak mocno trzeba upaść, żeby móc zachować pion przez dłuższy czas. Ja właśnie jestem na etapie pionu. Dopiero co wstałam z kolan swojego lenistwa. Nie chcę już czekać na tzw. odpowiedni moment, który zdaje się nigdy nie przychodzić. Już nie czekam na kolejny poniedziałek czy miesiąc, które podobno sprzyjają zmianom. Jasne. Jeżeli w Twojej głowie nie zrodzi się prawdziwa potrzeba zmiany i gotowość do wyrzeczeń, to nie pomoże Ci ani Nowy Rok ani nawet wstawiennictwo świętych. Bolesna prawda, co? Ale przecież kiedyś trzeba się obudzić. Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam już ochoty tracić czasu na sen.

Wyciągnęłam wczoraj zakurzoną matę i buty...i odżyłam na nowo :). Jestem z siebie dumna. Byłam tylko ja i 40-minutowy skalpel. A nie, przepraszam, zapomniałam o jeszcze jednej rzeczy - satysfakcji, która towarzyszyła mi przez cały wczorajszy wieczór. Jej obecność była mi na tyle potrzebna, że postanowiłam ją zatrzymać na dłużej. Wstałam o poranku i zjadłam kolejny skalpel na śniadanie. Czuję, że rozbudziłam w moim ciele apetyt. 

♥ Robię krok w tył, by zrobić dwa do przodu ♥

Ściskam :),
N.

środa, 19 marca 2014

Moja Siostra została magistrę

Nie ma jeszcze 22:00, a ja już dzielnie okupuję pielesze. Zmęczenie daje się we znaki. Mózg paruje, a ciało buntuje się przed jakimkolwiek wysiłkiem. Jeszcze tylko czwartek i chwila na złapanie oddechu i zanurzenie się w ramionach, do których ciągnie mnie ciągle tak samo mocno, a może nawet z  każdą chwilą mocniej? Nie wiem. Pewne rzeczy są niemierzalne i niech tak zostanie.

Poza zmęczeniem i tęsknotą jest we mnie dużo dumy i radości, którą chciałabym się z Wami podzielić: moja Siostra dołączyła do grona magistrów :-). Na tą okazję zażyczyła sobie specjalnego pieseła, a wiadomo, jak to ze mną jest: mówisz - masz:


W związku z tym megapozytywnym wydarzeniem, mam do Was serdeczną prośbę: 

NAPISZCIE MARTYNIE COŚ MIŁEGO W KOMENTARZU :)

Ściskam :),
N.

piątek, 14 marca 2014

Summer jeans shorts

Wyglądam przez okno i ciężko mi uwierzyć, że kartka z kalendarza nie kłamie. Jeszcze trochę, a uwierzę w nadejście długo wyczekiwanego przeze mnie lata. A jak wiadomo nie ma lata bez słońca i...szortów :-). Jestem ich wielką fanką. Uwielbiam te klasyczne, vintage'owe z podwyższonym stanem, z grubego jeansu, którego w dzisiejszych sieciówkach próżno szukać. Cenię je za to, że bardzo często same robią za całą stylizację. Poza tym, wpisują się w niedbały look, do którego mam ogromną słabość. Każdego roku wypatruję ich w ciucholandach. Dlaczego akurat tam? Niska cena i dobra jakość to nie wszystko. Nie ukrywam, że lubię mieć świadomość, że nie spotkam na ulicy tysiąca tyłeczków wciśniętych w te same szorty. Ostatnie ciucholandowe łowy zakończyły się dużym sukcesem. 


Pierwsza para to szorty w kolorze jasnego jeansu, z miejscowymi przetarciami, ćwiekami i błyskotkami z motywem panterki. Dużo tego, prawda? Ale dużo w tym przypadku nie znaczy kiczowato.

 

Zwróćcie uwagę na detale: 


Druga para to jasne szorty acid wash z ćwiekami, dżetami i przetarciami skupionymi w okolicy przednich kieszonek:


Zapłaciłam 13zł za każdą parę. Biorąc pod uwagę, że na początku sezonu wiosenno-letniego tego typu szorty kosztują 60-80zł, musicie przyznać, że zrobiłam interes życia :). Mam nadzieję, że niebawem nadarzy się okazja do zaprezentowania się Wam w nich, ale najpierw muszę dać moim nogom wycisk. Chyba nikomu nie trzeba przypominać, że szorty lubią iść w parze z pięknymi nogami? ;) Zabieram się do pracy!

Ściskam :),
N.

środa, 12 marca 2014

Rasta serce

Koncerty zajmują czołowe miejsce na liście rzeczy, na które bez wahania wydałabym ostatnie pieniądze. Dostarczają mi tylu emocji, pozytywnej energii i motywacji, które sprawiają, że przez kolejne dni mogę góry przenosić. Mój koncertowy rekord należy do Bednarka - 7 koncertów ( 3 plenery + 4 klubowe), przy czym 2 klubowe zaliczyłam w ciągu ostatniego weekendu (wiem, wariatka ;p). Niestraszne są mi odległości do pokonania, pogoda, okres-morderca czy inne niesprzyjające czynniki. Jak już się na coś zdecyduję, to tak musi być...i tyle.

Dlaczego reggae? Dlaczego Bednarek? Pozytywny przekaz, energia i coaching dodają mi siły do pracy nad sobą :). Sprawiają, że chcę w sobie pielęgnować takie wartości jak miłość, szacunek i szczerość. Budzi się we mnie otwartość na drugiego człowieka i chęć do walki o marzenia. Powiedzcie sami, czego chcieć więcej? Uwielbiam wylewać z siebie hektolitry potu, śpiewać do utraty tchu, bujać z nóżki na nóżkę, dbać o zakwasy i cieszyć michę bez opamiętania. Zapomniałabym dodać - lubię też sobie pogadać i pofocić :D :


Chętnie poznam Waszych ulubionych artystów! :)
Ściskam :),
N.

wtorek, 11 marca 2014

Fresh apple juice



Cześć i czołem! :)
''Dawno'' nie trułam Wam na temat soków, dlatego czas najwyższy to nadrobić ;-). Dzisiaj przychodzę do Was z polskim bossem wszystkich soków - sokiem jabłkowym, który zdaniem TŻ smakuje obłędnie ( myślicie, że ściemniał? NIE SONDZEM ♥ :D). Pamiętajcie, że świeży sok jabłkowy to nie tylko walory smakowe, ale również klucz do zdrowia. Zwracajcie uwagę nie tylko na to, co jecie, ale również to, co w siebie wlewacie. Wybierajcie soki mętne, a nie klarowane, gdyż te pierwsze zawierają 4x więcej flawonoidów- substancji zapobiegających starzeniu oraz powstawaniu nowotworów. Ale to tak naprawdę tylko dwie z całego morza właściwości mętnego soku jabłkowego. Wykazuje on również właściwości przeciwzapalne, antyalergiczne, wspomaga odporność, obniża poziom cholesterolu, a duża zawartość błonnika sprawia, że łatwiej jest nam utrzymać wagę w normie oraz uporać się z zaparciami. To co? Chyba już nikogo nie muszę do niego przekonywać?:)


Po litrze soku został już tylko lepki słoik ;-). Wiecie co?


P.S. U Was też tak słonecznie? Taki marzec to ja rozumiem :-).

Ściskam :),
N.

piątek, 7 marca 2014

Cienie Hean Art

Cześć Kochane! :)

Wracam po dość długiej przerwie wywołanej w dużej mierze przez problemy z kręgosłupem, które sprawiły, że każdą wolną chwilę przeleżałam plackiem. Na szczęście już prawie nie odczuwam bólu i mogę Wam o sobie przypomnieć :). Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że zacznę przygodę z cieniami do oczu, zaśmiałabym mu się w twarz. Jakoś nigdy nie było nam sobie po drodze, a pojedyncze eksperymenty kończyły się wielką klapą, np. podbitym okiem ♥. Po kilku latach postanowiłam zrobić do nich drugie podejście, które zaowocowało dużymi zakupami w Hean. 
Dzisiaj przedstawię Wam pierwszą część moich zakupów: cienie z serii Hean Art. Szczerze mówiąc, planowałam jedynie zakup wkładów do cieni, ale atrakcyjna cena cieni z tej serii (3,99zł zamiast 6,99zł) skutecznie zachęciła mnie do zakupu ;). I wiecie co? Nie żałuję! Cienie są cudowne - nie osypują się i są dobrze napigmentowane. Co do wyboru odcieni, osoby, które dobrze znają moje kosmetyczny gust może zaskoczyć wybór 3 metalicznych cieni, ponieważ moją miłością jest matowe wykończenie. Chcę się do nich przekonać, bo przecież nie zawsze to, co zachowawcze jest najlepszym rozwiązaniem ;). Poniżej możecie zobaczyć, na jakie odcienie się zdecydowałam:


Zeswatchowałam dla Was wszystkie cienie na sucho, bez uprzedniego położenia bazy:


Jak Wam się podobają? :)

P.S.Mój mały makijażowy debiut:
Ściskam :),
N.