czwartek, 26 czerwca 2014

Body is my temple

Zapewne wielokrotnie spotkaliście się ze stwierdzeniem: ''Ciało jest Twoją świątynią''. I choć stwierdzenie samo w sobie jest bardzo trafne, z różnych względów trafia do nas jednym uchem, a wylatuje drugim. To właśnie dlatego postanowiłam je nieco zmodyfikować:


Mam nadzieję, że ten bardziej dosadny przekaz do Was trafia (zwłaszcza do szafiarek ;p). A teraz zastanówmy się chwilę, czy jest jakiś realny związek między ciałem a świątynią. Pomijając aspekty religijne, zarówno o ciało jak i o świątynię należy się troszczyć z czysto egoistycznej pobudki - dla naszego dobra. To one mają służyć nam, a nie my im. Ciało żeby dobrze pełnić tą funkcję potrzebuje paliwa. I to  od nas zależy, czy dostarczymy mu paliwa, które na krótką metę pozwoli mu jako tako funkcjonować czy takiego, które zapewni mu długotrwałą sprawność :). Dlatego jeśli następnym razem zechcecie sięgnąć po jakiegoś food-killera czy używki, które rujnują Wasze zdrowie, przypomnijcie sobie moje motoryzacyjne porównanie i odpowiedzcie sobie na pytanie, czy chcecie jeździć wypaśnym autkiem czy zdezelowanym gratem :). Zapominając na chwilę o aspekcie wizualnym, skupcie się na bezpieczeństwie, jakie może zagwarantować  w pełne sprawne auto - Wasze ciało. A tymczasem nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć w Wasz rozsądek i życzyć udanej jazdy! :)

Ściskam :),
N.

wtorek, 24 czerwca 2014

Rumiankowy żel do twarzy Sylveco

Zastanawialiście się kiedyś, jakie warunki powinien spełnić idealny produkt do oczyszczania skóry twarzy? Ja mam cztery następujące wymogi: dokładne oczyszczanie, delikatność, naturalny skład, przyzwoita cena. Pewnie myślicie z przekąsem: ''Aha... powodzenia w szukaniu!'' Ale wiecie co? Ostatnio udało mi się znaleźć produkt jak na razie najbliższy ideałowi - rumiankowy żel do twarzy Sylveco. Jest to mój czwarty produkt tej marki i muszę Wam powiedzieć, że zaczynam nabierać do niej zaufania. Czuję w kościach, że niebawem produkty do twarzy innych firm pójdą w odstawkę. Obym nie zapeszyła!

 
Cena regularna: 16-20zł
Dostępność: sklepy zielarskie,sklepy internetowe, allegro
Pojemność: 150ml
Zapewnienia producenta: 
Rumianek lekarski już w starożytności był znany ze swoich właściwości przeciwzapalnych, antybakteryjnych i anty-alergicznych. Za jego łagodzące działanie odpowiadają azuleny - związki, nadające olejkowi rumiankowemu intensywny niebieskozielony kolor. Dzisiaj wykorzystujemy ten składnik w pielęgnacji skóry trądzikowej, zanieczyszczonej i podrażnionej.
Hypoalergiczny, głęboko oczyszczający żel do mycia twarzy z kwasem salicylowym (2%) o aktywnym działaniu antybakteryjnym. Zawiera bardzo łagodny, ale jednocześnie skuteczny środek myjący, który nie podrażnia nawet najbardziej wrażliwej skóry. Usuwa zanieczyszczenia i nadmiar sebum, odblokowuje pory i reguluje procesy odnowy komórek naskórka. Żel został wzbogacony olejkiem z rumianku lekarskiego, który posiada właściwości przeciwzapalne, gojące i łagodzące. Systematyczne stosowanie pozwala zachować gładką, miękką, zdrową skórę.


Skład: cudownie krótki! :) woda, glukozyd laurylowy, gliceryna, kwas salicylowy, panthenol,  wodorowęglan sodu, benzoesan sodu, olejek rumiankowy
Wydajność: wysoka
Konsystencja: treściwa
Zapach: naturalny, intensywny
Działanie: Moja znajomość z rumiankowym żelem zaczęła się bez fajerwerków. Dokładne oczyszczenie twarzy było okupione jej przesuszeniem. Pomimo tego, stosowałam go dzielnie 1-2 razy dziennie. W przeciągu tygodnia moja skóra się uspokoiła - przestała reagować na niego ściągnięciem i efektem sahary. Od tamtej pory niemalże codziennie wyczekiwałam momentu, kiedy zmyję makijaż i potraktuję twarz tym żelem. Spodobało mi się przyjemne uczucie oczyszczenia i zapach - specyficzny, dość intensywny. Na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu, ale nie zapominajcie, że to kwestia drugorzędna. Najważniejsze jest przecież oczyszczanie skóry. A z tym radzi sobie świetnie. Jednakże nie zamierzam mu przypisywać tak cudownych właściwości jak ograniczenie powstawania wykwitów skórnych, ponieważ jest on  tylko jednym z elementów mojej codziennej pielęgnacji.Tak więc nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy delikatną poprawę stanu skóry zawdzięczam jednemu z elementów pielęgnacji czy może ich synergii. Kolejną ważną kwestią jest wysoka wydajność tego żelu. Wystarczy jedna pompka na pokrycie całej twarzy i dekoltu. Przed aplikacją warto go sobie spienić w dłoniach. Podsumowując, polecam ten produkt posiadaczkom cer mieszanych i tłustych z tendencją do niedoskonałości.

Zdradźcie, jakie są Wasze oczyszczające ideały!:-)

Ściskam :),
N.

piątek, 20 czerwca 2014

Moje 30 dni ichtiwege


Ponad dwa miesiące temu zdecydowałam się na podjęcie wyzwania: 30 dni wege. Postanowiłam jednak poddać je małej modyfikacji i w efekcie stanęło na  30 dniach ichtiwege. Dzięki temu na moim talerzu czasem gościły również bogate w białko i kwasy tłuszczowe ryby. Zanim wypowiedziałam słynne: Challenge accepted! wydawało mi się, że będzie to ciężki miesiąc. W pierwszym tygodniu złapałam się kilka razy na tym, że zmierzam w kierunku lodówki w poszukiwaniu mięsa. Co ciekawe, nie było to wywołane realną potrzebą, a przyzwyczajeniem.  Jeżeli chodzi o moje menu, przyznaję się bez bicia, że nie skorzystałam z ani jednego wymyślnego przepisu. Taki ze mnie leniwiec pospolity! Starałam się jeść zdrowo i różnorodnie w ramach możliwości moich finansów i zawartości lodówki :D.


Dlaczego postanowiłam dołączyć do 30- dniowego wyzwania?
Chyba najlepszą, najbardziej szczerą odpowiedzią będzie – z ciekawości. Byłam ciekawa, czy rezygnacja z mięsa będzie dla mnie czymś ciężkim do przeskoczenia oraz czy w jakikolwiek sposób wpłynie na moje samopoczucie. Moją decyzję przypieczętowało obejrzenie video na temat uboju zwierząt oraz jakości mięsa, jakie spożywamy na co dzień.

Efekty
  Zapewne interesuje Was, czy 30 bezmięsnych dni przekształciło się w dni. Nie, ale z pewnością wywołało we mnie znaczące zmiany. Przede wszystkim stałam się bardziej świadomym konsumentem. Jeżeli decyduję się na zakup mięsa (ryby/drób), jeszcze większą uwagę przywiązuję do jego jakości. A szczerze mówiąc, jem je sporadycznie. Prawie wcale. Jednakże w tym momencie jestem daleka od składania jakichkolwiek deklaracji pt.: ,,Więcej nie zjem mięsa,” bo nie chcę wyjść na hipokrytkę przyłapaną na jedzeniu grillowanej kiełbasy. Jeżeli chodzi o ewentualne skutki zdrowotne, 30 dni to w moim przypadku za mało, by odczuć jakąkolwiek zmianę. No może za wyjątkiem przyjemnego uczucia lekkości i satysfakcji z realizowanego celu, które towarzyszyły mi podczas eksperymentu :).

Wnioski
W moim rodzinnym mieście bycie wege jest dość kłopotliwe, zwłaszcza, gdy chciałoby się coś zjeść na mieście. Szybki przegląd lokalnych knajp prowadzi do jednego wniosku: liczba wegemiejsc równa 0 [słownie: zero!] A w związku z tym, że pogoda sprzyja voyage-om i jedzeniu poza domem, poziom mojej irytacji wzrósł znacząco :D. Bycie (ichti)wege wymaga dużej samodyscypliny w planowaniu i przygotowywaniu posiłków. Tak jak w przypadku innych diet, przygotowywanie różnorodnych posiłków wymaga czasu i pieniędzy. Nie ukrywam, że moje $ nieco stopniały pod wpływem ichtiwege. Ryby, za wyjątkiem makreli, są bardzo drogie. Typowe wege produkty również. Choć oczywiście nie jest to regułą. Myślę, że nie odczułabym mojego eksperymentu finansowo gdyby dołączyła do niego moja  rodzina. Wówczas nie musiałabym robić całkowicie odrębnych zakupów ;).


Chętnie dowiem się, czy wśród moich Czytelników są jacyś wegetarianie, semiwegetarianie, czy weganie. A korzystając z okazji, proszę o sprawdzone i w miarę łatwe do przyrządzenia wegepotrawy! :)

Ściskam :),
N.

środa, 11 czerwca 2014

Aktywność fizyczna a kontrola nad życiem

Gorący czas ( nie mowa tu o pogodzie ;)) sprawił, że przemieniłam się w dwufunkcyjnego robota z trybami: praca, sen, z miażdżącą przewagą tego pierwszego. Skutecznie odciągnęło to moją uwagę od wszystkich rzeczy, które sprawiają mi dużą radość. Zaniedbałam ŻYCIE (;p), aktywność fizyczną, bloga. Dzisiaj mam chwilę na złapanie oddechu, dlatego przybywam trochę pooddychać tu z Wami :). 


Stresujące dwa tygodnie sprawiły, że zaczęłam jeszcze wyraźniej widzieć, co daje mi aktywność fizyczna, a właściwie, co tracę, kiedy jej brak w mojej codzienności. Jedną z tych rzeczy jest KONTROLA - kontrola nad własnym ciałem, która, moim zdaniem, jest pierwszym krokiem do przejęcia kontroli nad własnym życiem. Nie da się ukryć, że dużym kopem był dla mnie ewkowy killer, a dokładniej mówiąc plank i ćwiczenie, w którym w pozycji bocznej opierając się na przedramieniu, unosimy cały ciężar ciała. Wystarczyło 45 minut, żeby wnioski nasunęły się same: Nie panuję nad własnym ciałem, co przy okazji obala mit, że ten problem dotyczy tylko osób z nadwagą czy zaburzeniami odżywiania. Dotyczy to każdego, kto nie pracuje nad swoim ciałem. Wtedy nawet najdrobniejsze ciało może wydawać się barierą nie do przeskoczenia. Wytrzymałość nie jest czymś wrodzonym ani tym bardziej stałym. Trzeba nad nią nieustannie pracować. Jedno jest pewne: NAPRAWDĘ WARTO. Nasze ciało jest jedną z tych rzeczy, na które mamy realny wpływ. Jeżeli wiec nasza wytrwałość w dążeniu do ciała, które będzie nam służyć, a nie my jemu przyniesie zamierzone efekty możemy mieć pewność, że z taką samą determinacją spojrzymy na inne aspekty naszego życia, a z tego miejsca bardzo łatwo puka się w okno zwane szczęściem :). Dlatego mój plan na dziś to wylewanie 7 potów przy killerze i jakiś pyszny sok domowej roboty.Bo przecież ''w zdrowym ciele zdrowy duch,'' a zdrowy to przecież ten szczęśliwy :).

Kochani, życzę Wam dużo wytrwałości i szacunku do własnego ciała! :)

Ściskam :),
wulkan_energii