czwartek, 30 października 2014

I ślubuję Ci miłość, nietrzaskanie drzwiami w twarz i sporadyczny kubek gorącej herbaty

 
Dżentelmeni to takie współczesne dinozaury - niby każdy o nich słyszał, a jednak nikt nie widział. No może za wyjątkiem naszych babek i prababek. Zastanawiam się, co jest przyczyną zagrożenia tego gatunku. Zbyt duża liczba kobiet-modliszek przypadająca na jednego dżentelmena? Poważne konsekwencje wynikające z podjęcia niebezpiecznej dla zdrowia decyzji o byciu dżentelmenem? A może zbytnie przywiązanie Panów do etymologii tego słowa, zamiast do szerszej idei, jaką bycie dżentelmenem ze sobą niesie? Gentle - delikatny, łagodny, miły. Tako rzecze słownik, więc czego chcesz ode mnie, Kobieto?

A no żebyś, Mężczyzno, czasem na moje staranie odpowiedział swoim, żeby garnitur z Wólczanki nie był jedyną oznaką Twojej klasy, a Twoja delikatność nie sprowadzała się do jakże delikatnych uwag:


Huuu, ale ktoś przesolił ten rosół. Mojej Mamusi nigdy się to nie zdarza.


 Poszło Ci oczko w rajstopach, wracamy do domu zanim moi znajomi zauważą!


Czy nie pogniewasz się jeśli zostanę do końca imprezy, a Ty wrócisz do domu sama? Takie zgrabne nóżki jak Twoje szybciutko pokonają te siedem kilosów dzielące Cię od cywilizacji. No co Ty? Taka duża dziewczynka, a boi się ciemności?



Hm. Albo to świat jest jakiś pojebany dziś albo to ja nie nadążam. Dziewczyny, przyznać się! Widziała któraś dżentelmena?:>

PS. No dobra, ja też widziałam:


Ściskam :),
N.

wtorek, 28 października 2014

Jam najpiękniejsza w całej wsi!


Jego uśmiech i wzrok skierowane  w stronę innej kobiety sprawiają, że w jednej chwili z bogini seksu stajesz się kopciuchem. Zastanawiałaś się kiedyś, jak z tym walczyć? Być eko strzelając mu z liścia? Skarcić wzrokiem, a może wręcz przeciwnie - udać obojętną? Niestety, powyższe sposoby dadzą złudne i jedynie chwilowe poczucie ulgi. Jedynym skutecznym rozwiązaniem jest praca nad samooceną. Zdziwiona, że problem leży właśnie w niej? Nawet nie próbuj mi wmówić, że byle spojrzenie może sprawić, że pewna siebie kobieta zacznie zastanawiać się nad sensem swojego związku, swoją atrakcyjnością i tym, czy zasłużyła na tak zajebistego faceta jakim jest Rysiek - notoryczny nieopuszczacz klapy sedesowej. No heloł. Faceci to pieprzeni wzrokowcy i nawet największemu romantykowi czasem ucieka oko. Zrozum, że spojrzenie to nie wyrocznia, a puszczenie oka nie czyni go posiadaczem największego penisa we wsi. Za to Twoja pewność siebie i świadomość własnej wartości są więcej warte niż wylewające się ze stanika balony czy pochwa poddana waginoplastyce. Dlatego doceń siebie, Kobieto! I Ty i ja zasługujemy na to, co najlepsze. Bez względu na kolor skóry, zasobność portfela, opadające powieki, wykształcenie, trądzik. Gdyby tak nie było, nie poświęcałabym swojego czasu i tego przekazu Tobie, i Tobie, i Tobie również. Ale ja po prostu wiem, że zasługujesz na to, co najlepsze, a w tym przypadku jest to wirtualny kop wymierzony w Twój soczysty pośladek. No już, czujesz się lepiej? :) Proszę, powiedz, że choć trochę.

Jeżeli jednak Twoja wysoka samoocena nie rozwiąże problemu, przyjrzyj się Ryśkowi dokładnie i przypomnij sobie, czy odkąd pamiętasz oglądał się za panienkami. Jeżeli tak, to koniecznie zabierz go na wycieczkę. No wiesz, tak w ramach rekompensaty za to, że zamiast z blondynką spotykał się przez 1,5 roku  z Tobą - rumianą brunetką. Pojedźcie razem na pole. Wróć do samochodu pod byle pretekstem i zostaw buraka tam skąd przyszedł :).


Ściskam :),
N.

poniedziałek, 27 października 2014

Zjedz snickersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć



Mogłoby się wydawać, że to tylko kolejna głupkowata reklama, a jednak niesamowicie motywuje mnie do pracy nad sobą. Spokojnie, motywacyjny aspekt tej reklamy nie sprowadza się do wyzwania  z cyklu: One snickers a day keeps the doctor away. To raczej nie ma szansy się udać, no chyba, że nowo kupione hula-hop ma na nas leżeć jak ulał ;-). Chodzi raczej o to, że ta reklama w idealny sposób ilustruje, jak obecność bądź brak z pozoru błahych rzeczy w naszym życiu determinuje nasze relacje z innymi.


Snickersowy przykład futbolisty zmieniającego się w narzekającą babę do Was nie przemawia? Zerknijcie zatem na przykłady z mojego życia. Kiedy jestem długo poza domem i z jakiś względów nie mogę zaspokoić głodu, robię się poddenerwowana. Nie jestem uważnym słuchaczem, a na zadane pytania odpowiadam zdawkowo. Strzelam jak z karabinu złośliwymi uwagami, a jak wiadomo, nie ma większej broni od słów. To prosta droga do konfliktu, który nie dość, że w swej naturze jest zjawiskiem negatywnym, boli jeszcze bardziej, gdy rozgrywa się między bliskimi osobami. Kolejnym wrogiem dobrych relacji jest PMS. No,bez kitu, dziad jeden przejmuje nade mną kontrolę i sprawia, że:

a) jestem mrukiem i noł lajfem 
b) Nikoliną Mamzawszerację oraz 
c) krytykiem życiowym :D

I o ile to pierwsze zjawisko jest zazwyczaj mało szkodliwe, tak pozostałe mogą doprowadzić nasze otoczenie do szewskiej pasji. W takiej sytuacji jedyne, co można zrobić to wyjść z siebie i powiedzieć: Zjedz snickersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć. Uwaga: To działa! Działa tak samo jak publiczne puknięcie się w czoło (jest od niego jednak mniej ekshibicjonistyczne ;) i powiedzenie sobie: Weź się ogarnij! Szanuj innych i doceń to, że poświęcają Ci swoją uwagę i  czas, który obecnie traktowany jest jak ekwiwalent hajsu. Dlatego jeżeli Tobie też zdarzają się dni, że chamstwo wylewa Ci się z kołnierza, to w miarę możliwości ogranicz kontakty z innymi. Zrezygnuj z tych bezpośrednich: face-to-face oraz telefonicznych na rzecz maili i smsów. Przynajmniej masz gwarancję, że nie palniesz nic pod wpływem chwili - będziesz na bieżąco weryfikować swoje nieuczesane myśli. Jeżeli jednak możesz sobie pozwolić na chwilową ''nieobecność'', poluzuj majty i poczekaj aż Ci przejdzie.

Koniecznie napiszcie, w jakich sytuacjach, to Wam przydałby się snickers! :-)


Ściskam :),
N.

sobota, 25 października 2014

Jeść zdrowo i nie zwariować - sztuka kompromisu

W kwestii jedzenia jestem typem krowim - 4-żołądkowym (a ściślej mówiąc, 4-komorowym ;)). Obce mi są paniusiowate porcje z cyklu 50g mięsa, pół ziemniaka i pół gałązki pietruszki. Ja po prostu jestem żarta. Mam bardzo dobrą przemianę materii, a przez to wysokie zapotrzebowanie kaloryczne. A poza tym uwielbiam jeść! To wszystko sprawia, że żeby jeść zdrowo, moja mózgownica musi pracować na jak najwyższych obrotach. Już Wam tłumaczę dlaczego.

Zdrowe odżywianie zdrowym odżywianiem, ale chyba każdemu z nas zdarzają się dni,że wymięta paczka czipsów i pudełko kokosowych ciastek leżące na dnie szuflady przemawiają ludzkim głosem. Problem w tym, że robią to nie tylko w Wigilię ;). Skusić się czy nie skusić? to często szekspirowskie być albo nie być naszego dobrego samopoczucia, nadwagi oraz największego przyjaciela kobiet - cellulitu (Marylin się myliła co do diamentów!) Sama łapię się na tym, że moja uległość względem śmieciowego żarcia wcale mnie nie czyni szczęśliwszą, choć oczywiście tak mi się wydaje podczas wieczornego pościgu za falowanymi kranczipsami. Scenariusz jest zazwyczaj następujący:

Etap 1: Jestę dzięckię dr. Oetkera - trzęsę się jak galaretka z ochoty na junk food.

Etap 2: Biegacz długodystansowiec, no istny maratończyk! Jeżeli tak jak mi, na co dzień nie zdarza Ci się biegać, a w przypływie wzmożonej ochoty na syf,biegniesz do Tesco zwinnie omijając przeszkody, to możemy sobie przybić pjonę!

Etap 3: Boże, Boże, czemu wzięłam ze sobą tylko 10zł?! Te pieprzone sklepowe regały zdają się do mnie krzyczeć o pomoc. Tyle chipsów i krakersów do ocalenia, a ja głupia mam w portfelu zaledwie dychacza...

Etap 4: Chwila pseudoprzytomności umysłu - no nic, muszę zmieścić się w tej dyszce. Paczka chipsów, żelki i mały sok. Cel: kasa. Poproszę 9,99zł! - who's the winner? I'm the winner! :D

Etap 5: Jestę prosiakię - może nie zauważo! To teraz tylko wytrzepię całą pościel z okruszków, wytrę wąska ze śladami keczupu i gotowe!

Etap 6: Satysfakcja? Nic z tych rzeczy. Znowu syf wygrał z moją, podobno silną, wolą.

Szczerze mówiąc, mam tego dosyć. To moje ciało,więc to JA mam nad nim kontrolę. Ale żeby tak się stało musiałam opracować zbiór żelaznych reguł,którymi chcę się z Wami podzielić. 


Pierwszą z nich jest sztuka kompromisu, czyli sztuka wyboru. Zazwyczaj sytuacja wygląda w ten sposób, że dobrze się trzymam przez prawie cały tydzień, aż tu nagle nadchodzi dzień,w którym nie sposób się opamiętać. Takie momenty zazwyczaj jednak nie przychodzą ot tak. Czasem jest to Siostra wymachująca przed nosem paczką prażynek. Czasem PMS każe wierzyć, że choćbym stanęła na głowie, to i tak będę tłusta i beznadziejna, więc po co sobie odmawiać przyjemności? Innym razem przypomni mi się smak, za którym bardzo tęsknię. W tego typu sytuacjach przychodzą mi do głowy jedynie dwa rozwiązania: Przywiązać się do łóżka i leżeć. No cholera, kiedyś przecież przejdzie, nie? Musi! albo poddać się temu w sposób kontrolowany. Jeżeli czuję, że nie mogę obejść się smakiem, to po prostu siadam na dupie i gotuję. Zamiast zjeść tvpakę czipsów, smażę frytki. Wiem, nie są zdrowe, ale z pewnością mniej szkodliwe niż czipsy. Mam pewność, że są zrobione ze świeżych ziemniaków, smażone na świeżym oleju i doprawione skomponowanym przez siebie zestawem przypraw, a nie tym całym glutaminosyfem. Pizza z sieciówki? Ok. Zagniatam półciemne ciasto, ścieram na tarce dobrej jakości ser,a  nie produkt seropodobny serwowany w tanich pizzeriach, kroję świeże warzywa i zioła. Wierzcie mi, że po domowych grzeszkach czuję się znacznie lepiej niż po tych sklepowych. Przynajmniej mam niemalże 100% pewność, że mój organizm się nie zbuntuje, a ja nie mając wyrzutów sumienia, jestem spokojna. A chyba o to w tym wszystkim chodzi? ;)


Ściskam :),
N.

czwartek, 23 października 2014

Bujajcie się, wredne baby!



Pociągowe wymiany zdań zazwyczaj krążą wokół nieobecnych. A jeśli ta nieobecna osoba to:
a) kobieta
b) dodatkowo znacząco przytyła w ostatnim czasie
c) bądź została zdradzona przez faceta
d) i wycisnęła pryszcza na czole w firmowej łazience

to frajda z obgadywania jeszcze większa.

Visage swój zmieniła - mówi zaaferowana 50-latka z naprzeciwka. Wizaż? Chwila na przetworzenie informacji i już wiem, co miała na myśli - image, po polsku zwany wizerunkiem...To tylko wstęp do ciągnącego się niczym Moda na sukces wywodu na temat znajomej:


A daj spokój! Kiedyś była filigranowa! Później jak ją spotkałam,
 to trochę złapała kilogramów, ale i tak była fajną babką, a teraz?!



Szanowna Pani z delegacji,

a nie przyszło Pani do głowy, że owa znajoma ma uczulenie na głupotę? Jak sama Pani mówi: Później jak ją spotkałam, to trochę złapała kilogramów. Zatem pomogła jej w tym Pani. Sama jakby zaczęłam puchnąć na dźwięk Pani słów. Moje BMI znacząco wzrosło, bo wydawałoby się, że kobieta wykształcona, a jednak wieje mentalnym sandałem.

Z poważaniem,
mająca wywalone na wizerunek innych Nikolina

 

poniedziałek, 20 października 2014

Piekielnie zdrowa zupa

Sponsorem dzisiejszego wpisu jest moja Siostra, a dokładniej paprykowa zupa Jej pomysłu ;-). Obydwie lubujemy się w ostrych, wyrazistych smakach, dlatego na pewno nie zdziwi Jej fakt, że postanowiłam tę zupę  odtworzyć. W zasadzie nie 'odtworzyć', a stworzyć coś na jej podobieństwo bez wdawania się w proporcje ;-). A więc zaczęłam od ugotowania ok. 2,5 litra bulionu warzywnego. 


Następnie go odcedziłam i dodałam po dwie sztuki pokrojonej papryki i pomidorów gruntowych oraz świeżą papryczkę chili. 


Diabeł jednak szepnął mi do ucha, że za mało piekła w piekle, więc sypnęłam zacną ilość pieprzu cayenne, myśląc A co sobie będę żałować! Pierwsze próba wywołała u mnie łezkę w oku, więc musiałam się opamiętać. Dolałam trochę wody i puszkę krojonych pomidorów. Zupa uratowana! I jaka pyszna! Polecam podawać z kaszą jaglaną :).


Nie wszyscy jednak podzielali mój entuzjazm:

 


PS. Polecam zwłaszcza zmarźluchom - kapsaicyna działa barrrdzo rozgrzewająco ;).

Ściskam :),
N.

niedziela, 19 października 2014

Jak zostałam gwiazdą

(gwiazdą, gwiazdą, ludzi fantazją...)

Nie pokazałam tyłka ani nie sprowokowałam innej taniej sensacji. Ja po prostu trafiłam na zarazę. Dosłownie i w przenośni. Zarazę, która przez wiele lat skutecznie zatruwała swoją osobą sąsiedni blok. Następnie postanowiła przeprowadzić się do mojego, by kontynuować swoją misję. Ale o co chodzi? Sąsiad is watching - jak wychodzę po bułki, widzę się z TŻ-em, rozmawiam przez telefon, parkuję samochód, niosę zakupy. Starałam się to zlewać, no ale po prostu się nie da. Mówi się, że niektórzy mają swoje ''5 minut''. Mnie ostatnio zdarzyło się nawet trzydzieści. Robiłam kilka kursów do samochodu,a w oknie przez bite pół godziny stał szanowny sąsiad. Tętniąca w jego żyłach inteligencja chyba znów wzięła urlop, gdyż po raz kolejny nie zgasił światła w celu pozostania incognito. Po upływie kwadransu zareagowałam. W takiej sytuacji środkowy palec ochoczo zgina się w wiadomym geście, ale kultura osobista bierze nad nim górę. A więc zamiast uraczyć szanownego pana soczystym fakiem, pomachałam. Pomachałam, by uświadomić mu, że go widzę, po cichu licząc na to, że zawstydzę typa. No ale nic z tego. Hulaj dusza, piekła nie ma. Okiennik i seryjny balkoniarz w jednym. Rynce opadajom!


Macie jakieś sprawdzone sposoby na takich typów? ;-)

Ściskam :),
N.

niedziela, 12 października 2014

Ziaja Liście Manuka - Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy


Nie dajcie się zwieść moim ostatnim niekosmetycznym poczynaniom. Tematyka stricte kosmetyczna wciąż jest mi bardzo bliska. Heloł, nie bez powodu jestem samozwańczą Kosmetyczną Studnią ;). Uwielbiam kupować produkty do pielęgnacji twarzy, włosów i całego ciała, a potem namiętnie je testować. Zwieńczeniem moich testów są recenzje, którymi bardzo lubię się z Wami dzielić, zwłaszcza wtedy, gdy  udaje mi się odkryć produkt naprawdę godny uwagi. Tak jest i tym razem, a to wszystko za sprawą jednego z najnowszych dzieci Ziaji - pasty do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom z serii liście manuka.

Cena regularna: 7-8zł
Dostępność: apteki, drogerie
Pojemność: 75ml
Zapewnienia producenta:
Głęboko oczyszczający, spłukiwany produkt w formie pasty. Skutecznie redukuje niedoskonałości skóry. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.

• Odblokowuje pory skóry z nadmiaru sebum.
• Ma delikatne właściwości ściągające i złuszczające.
• Zapobiega powstawaniu zaskórników.
• Przeciwdziała tworzeniu nowych niedoskonałości skóry.
• Przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych.

Skład: Aqua (Water), Hydrated Silica, Glycerin, Polyethylene, Sodium Laurenth Sulfate, Titanium Dioxide, Cellulose Gum, Panthenol, Illite, Propylene Glycol, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool
Wydajność: wysoka
Konsystencja: treściwa, piaskowa
Zapach: świeży, nieco męski, obłędny ;)
Działanie: Pastę można stosować na dwa sposoby: w formie maseczki bądź mocnego peelingu. W przypadku aktywnych stanów zapalnych polecam delikatne nałożenie pasty na twarzy, odczekanie +/- 15 minut i dokładne zmycie produktu. Z kolei, gdy w danej chwili nie borykamy się z aktywnymi stanami zapalnymi i zależy nam na uspokojeniu skóry i dogłębnym oczyszczeniu porów, warto trochę poszorować buźkę. Osobiście łączę te dwie metody, co skutkuje cotygodniowym maseczko-peelingiem. Na oczyszczoną skórę twarzy nakładam pastę. Pozostawiam ją na ok.15 min. Następnie zwilżam dłonie i peelinguję skórę okrężnymi, dość mocnymi ruchami. W przypadku cer wrażliwych, naczynkowych zalecam ostrożność, gdyż pasta ma konsystencję gruboziarnistego piasku, a więc może podrażniać. Po dokładnym peelingu zmywam pastę ciepłą wodą i wycieram twarz do sucha. Po takim zabiegu moja skóra jest dobrze oczyszczona, zaskórniki otwarte zamordowane,a  zamknięte znacznie mniej widoczne. Skóra jest zwarta - typowa dla zanieczyszczonych skór tekstura gąbki jest mniej zauważalna. W moim przypadku pasta nie przesusza ani nie ściąga skóry. Wręcz przeciwnie, działa na nią kojąco. I to właśnie odróżnia ją od 100% zielonej glinki, która dobrze oczyszcza moją skórę, ale jednocześnie ją ściąga, pozostawiając mały dyskomfort. Natomiast ziajkowa pasta sprawia, że moja skóra jest naprawdę delikatna i przyjemna w dotyku. Nie przypominam sobie, żebym znalazła lepszy od tego wielozadaniowy produkt oczyszczający. Podsumowując, z czystym sumieniem polecam tą pastę posiadaczom cer zanieczyszczonych, którzy potrzebują produktu, który pomoże trzymać ich cerę w ryzach.
Tęsknił ktoś za moimi kosmetycznymi recenzjami? No, przyznać się! ;p

Ściskam :),
N.

poniedziałek, 6 października 2014

Dwa kilo farta poproszę!



Czarny kot regularnie przebiega Ci drogę, a Twoja szklanka jest zawsze do połowy pusta? Jeżeli tak, to prawdopodobnie jesteś jedną z tych osób, które same sobie podcinają skrzydła. Zapewne zgodzisz się ze mną, że schemat Twojego myślenia jest zazwyczaj następujący:

PRÓBA - UPADEK - REZYGNACJA

Niby się starasz, a jednak zawsze napotykasz niesprzyjające okoliczności, które nie pozwalają Ci działać. A przynajmniej tak sobie mówisz.  Zastanawiałeś się kiedyś, jaki jest przepis na sukces?  Być może przeszło Ci przez myśl, że ten świat jest skonstruowany w taki sposób, że jedni są w czepku urodzeni,a  inni nie. Że jednym łatwo przychodzą rzeczy, o których inni mogą jedynie pomarzyć. Tak więc przepis na sukces nie istnieje. No i tu się mylisz.

Przyjrzyj się ludziom, których cenisz najbardziej. Swojej Mamie, bogatemu sąsiadowi, albo znakomitemu pisarzowi. Zazwyczaj gdy myślisz o ich osobistych sukcesach, skupiasz się na produkcie finalnym - owocu ich ciężkiej pracy. Zapominasz o drodze, jaką musieli przebyć, by osiągnąć swój cel. Podpytaj więc Mamę, sąsiada,  czy osiągnięcie sukcesu było dla nich czymś łatwym. Przeczytaj (auto)biografią pisarza,  by uświadomić sobie, ile kłód rzucanych pod nogi musiał ominąć, by wydać swoją pierwszą książkę. Na pewno zauważysz, że wspólnym mianownikiem tych wszystkich osiągnięć była wytrwałość. 

I PRÓBA - UPADEK - II PRÓBA - UPADEK - III PRÓBA - UPADEK - ...- N-TA  PRÓBA - SUKCES

- to Twój nowy schemat działania. Pamiętaj, że upadek nie jest niewybaczalnym błędem. Ba, on w ogóle nie jest błędem. Jest jedynie jednym z etapów, które przybliżają Cię do sukcesu, ale o tym innym razem. Wyjątkowość zjawiska, jakim jest sukces leży w jego ekskluzywności. Mogą go doświadczyć jedynie Ci najwytrwalsi. Dlaczego by więc nie zostać jednym z nich? ;)

Ściskam :),
N.

niedziela, 5 października 2014

Wakacjów mi czeba!

Kartka z kalendarza mówi mi, że to najwyższy czas na podsumowanie wakacji. Zacznijmy zatem od lipca. Lipiec był pod hasłem opierdalanda. Wcześniejsze dwa miesiące niesamowicie mnie zestresowały i umordowały. Potrzebowałam totalnego resetu w postaci nicnierobienia. Udało się zrealizować ten plan, więc w sierpień weszłam z większą energią. Było grillowanie, dłuuugie spacery i kilka wycieczek rowerowych. Jednakże to nie one były dla mnie największą radością sierpnia. W ciągu kilku dni udało nam się z TŻ-em ogarnąć wyjazd nad polskie morze.


Prawie dwa tygodnie nadmorskiego chillu dobrze mi zrobiły. Promienie słoneczne, świeżo złowiona rybka na obiad, spacery brzegiem morza i lokalne imprezy sprawiły, że czułam się tak dosko jak Stachursky ;). Minęło zaledwie kilka dni od naszego powrotu i obudziłam się we wrześniu. A jak wrzesień, to i moje urodziny.



Tym razem dwudniowe, jak zawsze w bardzo okrojonym, sprawdzonym składzie ♥. Był pyszny śmietankowy tort i sporo grzesznego żarcia. Kolejną atrakcją września było grzybobranie z cudowną ekipą 70+.


Dobre duszyczki pomogły w zapełnianiu mojego wiaderka i tym sposobem zyskałam +100 do grzybiarskiej zajebistości. Pisząc o wrześniu, nie mogę nie wspomnieć o lokalnym koncercie Mrozu,na którym miło było się pobujać (na koncercie, nie na wokaliście, Zboczuchy!). Z tego miejsca dziękuję TŻ-owi, który w bólach wytrzymał kilka mrozowych kawałków :-*. Na podstawie dotychczasowego podsumowania możecie wyciągnąć wniosek, że moje wakacje to 100% laba. O nie, nie, moi Mili, pracowałam w pocie czoła w sumie przez około dwa tygodnie, odgracając mieszkanie. Zrobiłam niezłe wyjebootsu. Codzienne wieczorne (żeby nie kusić sąsiadów-balkonowców) kursy do śmietnika będą mi się śniły po nocach. Jestem bardzo dumna, że udało mi się tyle zrobić, choć obiektywnie oceniając, wciąż daleko mi do porządku. Biorąc pod uwagę, że wyrzuciłam już całe mnóstwo zbędnych gratów, myślę, że jestem na dobrej drodze do oduczenia się chomikowania. Keep up the good work, Girl! Wrzesień to również Święto Kwiatów Owoców i Warzyw, na które zawsze czekam z utęsknieniem, a to głównie za sprawą uzupełniania zapasów miodu :) i koncertów. W tym roku święto zawojował Perfect. Kłaniam się w pas! Podczas tegorocznych wakacji wydarzyła się jeszcze jedna megapozytywna rzecz - po raz kolejny rozwinęłam się kulinarnie. Gotowałam i piekłam dużo i namiętnie :).


 Mam nadzieję, że Wasze wakacje były równie udane! :)

Ściskam :),
N.

piątek, 3 października 2014

Doświadczona grzybiarka pozna Pana

Daaamn. Wracam po ponad dwutygodniowym przymusowym odwyku od Was, a to wszystko za sprawą mojego centrum dowodzenia, które odmówiło posłuszeństwa. Na szczęście trafiło pod skrzydła światowej klasy lekarza ♥ i mam nadzieję, że jeszcze trochę mi posłuży. Nie myślcie sobie, że  przerwa od bloga pozbawiła mnie ochoty na rozkminy. Jedną z nich jest poniższa:


Z miłością jest jak z grzybobraniem. Nigdy nie wiesz, czy pośród całej masy robaczywych grzybów trafi Ci się prawdziwek - facet z krwi i kości. Taki, który będzie dla Ciebie oparciem - fizycznym i psychicznym. Taki, któremu nieobce jest pojęcie monogamii. Taki, który zawsze będzie ciągnął Cię w górę, nigdy w dół. Czy to wygórowane wymagania? Niby nie, a jednak prawdziwków w lesie jak na lekarstwo. Zawsze więc można złapać maślaka, czyli kogoś, kogo najmniejsze słowo krytyki rozwala na drobne kawałki. Kogoś, kto ulatnia się, gdy tylko problemy pojawiają się na horyzoncie, więc zostajesz z nimi sama.  Mimo wszystko, zawsze to lepszy partner od szatana - faceta pozornie podobnego do prawdziwka. W realu jest tak, że szatan hojnie karmi Cię kłamstwami, a  pod podszewką 'szczerej miłości' skrywa obłudę. Jego toksyczna miłość prędzej czy później Cię zatruje. 

Wnioski? Życie jak las - pełne niespodzianek, dlatego warto śladem doświadczonych grzybiarzy uzbroić się w cierpliwość i czekać na to, co dobre i znane. Cierpliwości, Kobiety, cierpliwości!

Ściskam :)
N.