piątek, 23 stycznia 2015

100 rzeczy, za które kocham swoje ciało

Zbyt grube, kościste, obwisłe, nieapetyczne, chorobliwie blade - Twoje ciało. Ciało, o którym myślisz w ten sposób po raz ostatni. Jest bowiem wiele rzeczy, za które powinieneś je kochać. Jeżeli jednak wciąż ich nie dostrzegasz, pozwól, że trochę Cię pokieruję, opowiadając Ci o swoim.

Kocham moje ciało za bycie uważnym słuchaczem. Moja akcja - jego reakcja. I tak od zawsze na zawsze. Za to, że regularnie wysyła mi sygnały ostrzegawcze. Nie daje mi po pysku czerwoną kartką, kiedy robię z niego śmietnisko. Sięga najpierw po żółtą, odpowiadając na moje wszystkie żywieniowe głupoty dorodnym pryszczem, bólem brzucha, złym samopoczuciem. Kocham je za to, że przekracza granice narzucone przez umysł. Za to, że uczy mnie samodyscypliny. Za to, że jest moim narzędziem pracy, narzędziem, nad którym jedyną osobą sprawującą kontrolę jestem ja. Za to, że  jestem jego dożywotnim bossem :-). Kocham moje ciało za to, że uczy mnie, jak walczyć o siebie. Za to, że zna rozwiązanie na każdy problem. Na wirusy reaguje gorączką, a na starego hot-doga z zapyziałej budy wymiotami. Kocham moje ciało za to, że ma lepsze gadane ode mnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy boję się mówić o rzeczach ważnych. Za to, że nie pozwala mi udawać. Za to, że na widok TŻ-a reaguje błyskiem w oku, na rozmowę z Tobą uniesionym kącikiem ust. Na ból łzami. Kocham je też za to, że pozwala mi odczuwać. Pozwala cieszyć się smakiem domowej pomidorówki. Przyglądać się Bliskim. Wąchać psią sierść. Dotykać czyjejś dłoni. Za to, że odzwierciedla moje małe wariactwa. Kiedy trzeba, dumnie nosi dready, drepcze w szpilkach od Butysądostaniaaniełażenia (znacie tego projektanta? mój ulubiony! ;)), plącze się w tiulach, przewraca w jajcarskich spodniach. Kocham je za to, że jest 175-centymetrowym przedłużeniem mojego serducha, moich myśli, marzeń, doświadczeń i tęsknot. Za to, że mnie dopełnia i niesie przez życie. Żółwim tempem czy biegiem. Zawsze do przodu, do celu.

Jeżeli dotrwałeś do końca, to znasz już część (serio, to wciąż nie wszystkie!:D) rzeczy, za które kocham swoje ciało. Teraz Twoja kolej! Powiedz mi, za co Ty kochasz swoje. Nie odpowiadaj zdawkowo: Za wszystko/za nic.  W Internecie roi się od głupkowatych challenge'ów, dlatego zamiast tracić na nie czas, zróbmy razem coś pożytecznego, coś, co przybliży Cię do samoakceptacji, sprawi, że uśmiechniesz się do samego siebie. Gotowy na wyzwanie? No to do dzieła!

PS. Liczę na to, że razem uda nam się dobić do tytułowej setki :-).

Ściskam :),
N.

piątek, 16 stycznia 2015

8-go dnia Bóg uczynił demakijaż przyjemnym

Nasza świadomość w kwestii demakijażu jest coraz większa. Dlatego, dzięki Bogu, trudno obecnie spotkać kobietę, która kładzie się spać w makijażu (Martyna, wiem, że to czytasz! Nie psuj statystyk!). Mnie samej zdarzyło się to pewnie kilka razy w życiu i to nie za sprawą zwykłego lenistwa, ale (po)imprezowego upodlenia :> i braku pod ręką jakiegoś sensownego myjadła. Teraz nawet największe imprezy nie straszne są mojej skórze. Jeśli wyruszam na całonocną domówkę, to tylko w towarzystwie radlera i płynu do demakijażu.  Krótko mówiąc, mam we krwi nie tylko %, ale również demakijaż, którego  nie zamierzam nigdy wyrzucić ze swojego krwioobiegu. Nie oznacza to jednak, że demakijaż jest moim ulubionym etapem pielęgnacji. Jest wręcz odwrotnie, a to wszystko za sprawą trudności w znalezieniu produktu idealnego. Nie korzystam z lepkich mleczek, pianek czy innych wymysłów. Dlatego moje poszukiwania skupiają się wokół płynów micelarnych i (sporadycznie) płynów dwufazowych. A mówiąc o jednych i drugich, ciężko się nie denerwować, bo potrafią uczynić demakijaż istną gehenną. Mało wydajny, zbyt lepki, drażniący oczy, nieskuteczny, o złym składzie - można tak wymieniać w nieskończoność i w nieskończoność narzekać na ułomność coraz to kolejnych produktów. A może zamiast marudzić lepiej sprecyzować, a tym samym ograniczyć swoje oczekiwania? Osobiście mam zaledwie dwa: Produkt nie może drażnić mojej skóry/oczu ani zostawiać lepkiej warstewki na twarzy, która doprowadza mnie do szewskiej pasji. I właśnie taki produkt udało mi się znaleźć. Pozwólcie zatem, że przedstawię:


Tak, to ten sam Biały Jeleń od wielozadaniowego szarego mydła ''piorącego'' psie futerka i skarpetki (nie psie, zwykłe, nasze :D). Nasza polska Pollena-Ostrzeszów ruszyła z kopyta i od jakiegoś czasu wypuszcza na rynek coraz to nowe produkty, a ja dzielnie je testuję. Zanim jednak opowiem Wam o innych jelonkach, skupmy się na hipoalergicznym płynie micelarnym:

Cena regularna: ok.11zł
Pojemność: 200ml
Dostępność: jak dotąd widziałam tylko w dużym Carrefourze i na allegro ;p
Zapewnienia producenta i skład:


Wydajność: średnia w kierunku wysokiej
Zapach: ♥♥♥♥♥
Działanie: Jest bardzo delikatny - nie powoduje podrażnienia skóry ani oczu. Jestem skłonna pokusić się o stwierdzenie, że sprawdzi się u typowych wrażliwców. Nie pozostawia znienawidzonej przeze mnie, oblepiającej skórę warstewki. Jest niewyczuwalny na skórze. Umożliwia dokładny demakijaż skóry i oczu. Przyzwoicie radzi sobie z wodoodpornym makijażem oczu, choć zdarza mu się robić małą pandę. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy istnieje micel, który bez problemu ogarnie wodoodporny makijaż? Kolejną rzeczą przemawiającą na jego korzyść jest zapach - trudny do opisania, ale cholernie przyjemny zdaniem mojego nosa :). To właśnie delikatność i zapach tego produktu sprawiły, że demakijaż to dla mnie czysta przyjemność!

Znacie tego jelonka? Jeżeli nie, to koniecznie poznajcie, przyprawiając tym samym rogi swoim dotychczasowym micelom! ]:->

Ściskam :),
N.

czwartek, 15 stycznia 2015

Nie oceniaj. Daj herbatę.



Warszawa, Dworzec Wschodni. Czwartkowe przedpołudnie. Do cukiernio-hotdogarni-czy-hug-wie-czego wchodzi bezdomny mężczyzna około 60-tki. Właściwie 'wchodzi' to za dużo powiedziane. Ledwo przekracza próg i zza rogu wyłania się pracownik Służby Ochrony Kolei. Stanowczym głosem wygania bezdomnego nie tylko ze wspomnianej cukierni, ale w ogóle z poczekalni. Bezdomny wychodzi, a ja po chwili zawahania udaję się za nim. Pytam, czy kupić mu coś do jedzenia. Odpowiada twierdząco, więc proszę go, żeby chwilę na mnie zaczekał, ale podąża za mną. Na miejscu wybiera dla siebie posiłek, tym samym ściągając na siebie ganiące spojrzenie ekspedientki. Składa zamówienie, a ekspedientka czeka na ruch z mojej strony. Sięgam więc po portfel. W tym momencie ja również jestem skarcona spojrzeniem. Po chwili oczekiwania zamówienie jest gotowe do odebrania. Przy odbiorze mężczyzna dostaje gratis ''dobrą radę'': Tylko NA ZEWNĄTRZ. Bezdomny, jak się domyślam, na przekór siada przy stoliku. Po chwili ma ponowne spotkanie z pracownikiem SOK-u. Posłusznie więc wychodzi i siada na ławce wraz z oczekującymi na pociąg. Ja w tym czasie podchodzę do SOK-owca z pytaniem, dlaczego osoba będą klientem nie może usiąść i spokojnie zjeść. W odpowiedzi uzyskuję pytanie: Czuje Pani jak on śmierdzi? Chciałaby Pani jeść przy kimś takim? Jedyne, co jestem w stanie z siebie wydusić to: Szanujmy się. Wszyscy jesteśmy ludźmi.

Tego typu sytuacje wywołują we mnie wiele skrajnych emocji. Gniew, smutek, współczucie, niepewność i ogólny dyskomfort psychiczny. Zachowanie SOK-owca to tak naprawdę idealna ilustracja naszego podejścia do problemu bezdomności. Zamiast udzielić realnego wsparcia, wszelkie problemy dot. osób, które zamiast ponosić jedynie generują koszty zamiatamy pod dywan. A to wszystko pod osłoną kultury i dobrego smaku. 

Ale pomijając już kwestię pomocy ze strony państwa, chcę zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz.  Pomaganie jest trudne. Trudne, bo nawet pod osłoną bezinteresowności coś się kryje. Osobiście nie miałam żadnych wielkich oczekiwań względem pana, któremu pomogłam. Nie liczyłam na padnięcie do mych stóp czy dozgonną wdzięczność. Tylko na zwykłe 'dziękuję' ubrane w uśmiech albo jakikolwiek inny znak świadczący o tym, że choć przez chwilę ten człowiek poczuł się lepiej, że zapomniał o głodzie. Czekałam na choćby jedno słowo, które pozbawiłoby mnie dyskomfortu związanego z tą całą sytuacją. Może on czuł to samo i dlatego nic nie powiedział? A może kopy zadawane przez mniej lub bardziej przypadkowych ludzi nauczyły go na dzień dobry wystawiać kolce i nie bawić się w okazywanie wdzięczności ''wielmożnym panom''? Nie wiem. W każdym razie czasem odnoszę wrażenie, że część potrzebujących traktuje tego typu pomoc jak coś, czego się nie szanuje, co się po prostu bierze i odwraca na pięcie, tym samym pozbawiając innych motywacji do dalszej pomocy, chęci zmiany czyjegoś życia choćby na jedną małą chwilę. 

Jeżeli tak jak ja choć raz poczułeś dyskomfort związany z pomaganiem, koniecznie mi to opisz w komentarzu. Jednakże zanim to zrobisz, pozwól, że podzielę się z Tobą moim małym odkryciem: 

Daj Herbatę na Facebooku

Daj Herbatę to nic innego jak inicjatywa skierowana do bezdomnych z Warszawy. To regularne spotkania przy Dworcu Centralnym, podczas których bezdomni mogą rozgrzać się tytułową herbatą, posilić kanapką czy miską zupy. To również Wigilia, podarki dla najuboższych i rozmowy. Dlatego jeżeli chcesz pomagać i widzieć realne skutki tej pomocy, po prostu daj herbatę - dosłownie lub w przenośni. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, że paczka herbaty, kawałek chleba, używana czapka bądź kurtka mogą zmienić czyjeś życie.

PS. Wszystkich spoza okolic Warszawy zachęcam do poszukania tego typu inicjatyw w swoim rejonie :).

Ściskam :),
N.

piątek, 9 stycznia 2015

Odkurz swoją kobiecość!

Choć wszystkimi kończynami podpisuję się pod stwierdzeniem, że kobiecość rodzi się w głowie, to jednak muszę przyznać, że ta nasza babska głowa to dość skomplikowana rzecz. Nieustannie wystawia nas na próby, testując przy tym naszą pewność siebie i samoakceptację. Spiskujące z nią hormonalne huśtawki, chwilowy brak dystansu do siebie czy życiowe zawirowania potrafią dać nieźle w kość i zazwyczaj skutecznie zrujnować nasz pozytywny obraz siebie. Dołóżmy do tego jeszcze okres(morderca nie ma serca!) wmawiający nam na ''pocieszenie'', że nawet taka beznadziejna i straszna potwora znajdzie swego amatora. Wtedy jedyne, co nam zostaje to wyciągnąć z kieszeni zmiętoloną, zasmarkaną chusteczkę i pomachać naszej kobiecości na pożegnanie, wykrzykując przy tym desperacko Arrivederci! Ale poczekaj, coś mi tu nie gra. Żadna z nas nie jest wspomnianą potworą, dlaczego więc same przypisujemy sobie jej atrybuty?

Wspominałam już kiedyś, że kobiecość to taki wredny mebel, który bardzo lubi się kurzyć. Tzn. wredny jest tylko wtedy, kiedy go nie odkurzamy, leżymy do góry kołami, hodując imponujący cellulit. (Kiedy pseudoprzyjaciółka robi na widok Twojego tyłka ironiczne WOW, to wiedz, że coś się dzieje ;-)). W pozostałych przypadkach kobiecość to nasza najlepsza kumpela, która podnieca się dosłownie naszym każdym działaniem, za każdym razem dodając, że znów mamy +1000 do zajebistości ;-).

Co więc zrobić, by ta przyjaźń trwała na dobre i na złe? Regularnie zażywać 120mg próżności na czczo, żeby się nie odbijało głupimi myślami. Kurację stosować dożywotnio z uwzględnieniem regularnych konsultacji z lekarzem bądź farmaceutą pod postacią rodziny i przyjaciół. Jeśli stwierdzą, że dawka była za duża, zmniejszyć z zaleceniem, lecz w żadnym wypadku nie zaniechać kuracji. Należy pamiętać, że próżność można przyjmować pod wieloma postaciami. Jedną z nich jest narcystyczna sesja zdjęciowa. No wiesz, samojebki z ręki, zwane hajlalfowo selfie, mają moc. Jeżeli jednak to dla Ciebie za dużo na początek, zorganizuj z Mamą/Siostrą/koleżanką wspólną sesję zdjęciową. Zróbcie sobie wypasiony makijaż, ałtfity na bogato [czyt. wyciągamy z szafy najlepsze szpilki - tak, dokładnie te z półki 'do stania'] i cykajcie zdjęcia. Gwarantuję frajdę nie tylko z samej sesji, ale również jej efektów. Nic tak nie poprawia samooceny jak naoczny dowód na to, że jesteśmy PIĘKNE. A żeby nie być posądzoną o bycie Ciocią Dobrą Radą nie stosującą się do własnych rad, zamieszczam efekty mojej siostrzanej sesji:


Na koniec dodam tylko, że autorką naszych make-upów jestem ja oraz, że było to moje pierwsze spotkanie ze słynnymi Ardell Demi Wispies ;).

Ściskam :),
N.

wtorek, 6 stycznia 2015

Tort czy wisienka, czyli sukces moim okiem


http://kosmetycznastudnia.blogspot.com/2015/01/tort-czy-wisienka.html

Od tygodnia pławimy się w noworocznych postanowieniach, zadając sobie pytanie, czy tym razem znów utoniemy czy może jednak złapiemy wiatr w żagle i damy się ponieść pomyślnym prądom? Ja bez względu na to, czy tonę czy płynę, w Nowy Rok robię to z uśmiechem na twarzy. Z nim znacznie łatwiej przyjmuje się zarówno kopniaki od niezrealizowanych marzeń jak i zbiera owoce tych zrealizowanych. Te osiągnięte to taka wisienka na torcie - zwieńczenie wysiłku, ładne wykończenie wypieku. Ale czy tak samo istotne co cały tort bez dodatkowych ozdobników? Osobiście gdybym miała do wyboru kilogram przesłodzonych owoców kandyzowanych lub cały, ''czysty'' tort, bez chwili zawahania wybrałabym to drugie. ''Czysty'' tort to droga, jaką przebyliśmy, by choć trochę zbliżyć się ku marzeniom. To suma naszego wysiłku, potknięć i skoków motywacji. Cenna lekcja, której nie da nam etap finalny - sukces. Oczywiście nie pokuszę się o ściemę, że sukcesy mnie nie cieszą. Cieszą i to bardzo. Jednakże w przeciwieństwie do osób, dla których efekt końcowy jest jego jedyną miarą, nie umniejszam roli tych wszystkich kroczków przybliżających mnie ku realizacji marzeń. 


Między innymi dlatego ogromną frajdę daje mi planowanie. W myśl nieco zmodyfikowanych przeze mnie słów: Kto ma pióro, ten ma władzę. Nad sobą, swoim życiem, szczęściem. Dlatego z ekscytacją sięgam po notes, analizuję z Siostrą zarówno nasze wspólne jak i osobiste cele i notuję, notuję, notuję. Dostaję wypieków na twarzy spoglądając na dwie zapisane strony i zamiast trząść się jak galaretka z obawy przed zaburzonym stosunkiem między liczbą zadań do zrealizowania a liczbą dni, jakie na nie ''powinnam'' przeznaczyć, nie mogę się doczekać następnego dnia, który da mi jeszcze więcej energii do ich wykonywania niż ten dzisiejszy. Ale zaraz, zaraz, jakie ''powinnam''? Ja nic nie powinnam. Ja chcę i mogę. Ty też chciej, by móc. Bez zbędnych uprzedzeń, limitów w postaci czasu. Spokojnie, bez pośpiechu, do celu. Na szczęście (,) mamy całą wieczność :).

Ściskam :),
N.

piątek, 2 stycznia 2015

Relacja z wyjątkowego spotkania

Witajcie w Nowym Roku! :) Zanim pokuszę się o szczegółowe podsumowanie naszego staruszka - roku 2014, pozwólcie, że skupię się na jednym z jego aspektów, czyli charytatywnym spotkaniu blogerek, w którym miałam okazję wziąć udział. Spotkanie odbyło się 7 grudnia w stolycy w bardzo klimatycznej knajpie. Jednakże to nie knajpa mnie zauroczyła, a 19 uroczych blogerek, z którymi spędziłam ten dzień (buziaki dla Was, Dziewczyny :*). Nasza mała-wielka impreza składała się z trzech części: prezentacji przedstawicieli marek: KiA Candles, Mary Kay oraz Maroko Sklep, kurturarnego ]:-> obżarstwa&pogaduszek oraz loterii! :D Ta ostatnia wywołała chyba największy dreszczyk emocji (; , a to dlatego, że każdemu losowi odpowiadały kosmetyki niespodzianki. A jak wiadomo, to jest to, co kosmetyczne blogerki lubią najbardziej. Zanim pochwalę się Wam moimi zdobyczami, zapraszam na małą fotorelację z prezentacji marek:

KiA Candles, czyli duet specjalistów od zapachów (;

Mary Kay (...and Ashley Olsen XD) Na zdjęciu Pani Patrycja w perfekcyjnym makijażu ❥, którego niestety nie widać ;).

Maroko Sklep, czyli Pani Renia rozbudzająca we mnie miłość do oleju z czarnuszki

Ok, prezentacje mamy za sobą, tak więc zanim zje Was ciekawość, pokażę Wam moje fanty :) :

Cały dochód z loterii, tj 1430zł ogarnięte przez 20 babeczek ❥, zasiliło konto fundacji Corinfantis działającej na rzecz dzieciaków z wadami serca. Za nasz wspólny sukces dziękuję naszej cudownej organizatorce - Oli :* oraz wszystkim obecnym na spotkaniu blogerkom:

Alicja  kotek-pstrotek.blogspot.com
Aja rarityikosmetyki.blogspot.com 
Kasia kasiatheweak.blogspot.com 
Olga o-ironio.blogspot.com 
Ania nuneczkatestuje.blogspot.com 
Marika swiat-miki.pl 
Patrycja malenkabloguje.blogspot.com 
Sylwia weak-point.blogspot.com 
Kasia  ja-tez-chce.blogspot.com
Zosia happy-dots.blogspot.com 
Kasia life-in-dots.blogspot.com 
Sylwia Mika lifestyle.blogspot. com 
Asia kroliczekdoswiadczalny.pl
Nikolina (podziękuję sobie samej, a co XD) kosmetycznastudnia.blogspot.com
Natalia nataliya-jesttakiemiejsce.blogspot.com 
Gosia poradyherrbaty.blogspot.com 
Paulina paulla-beauty.blogspot.com 
Ewelina donnalavita.pl 
Felicja feleeshia.blogspot.com 

Wielkie ukłony również w stronę wszystkich sponsorów:



Dziękuję za przemiłe spotkanie! :)

PS. Ten, kto odnajdzie mnie na zdjęciu, otrzyma milion dolców :D :


Ściskam :),
N.