Większość z nas na początku swojej przygody z aktywnością fizyczną bacznie przygląda się fit celebrytom - nie tylko tym, którzy dorobili się ciepłego fotela w telewizji śniadaniowej, ale również rzeszy instagramowiczów, którzy dzień w dzień zalewają nas morzem motywacji. No właśnie, motywacja jest tutaj kluczowa, zwłaszcza, że początki bywają ekstremalnie trudne. Dlatego zawzięcie szukamy inspiracji - osób, które wirtualnie poprowadzą nas za rączkę i pokażą, że naprawdę warto się spocić.
Z zapartym tchem śledzimy ich każdy trening, każdy posiłek oznaczony hasztagiem #czystamicha i mamy poczucie, że jesteśmy świadkami wielkich rzeczy. Z czasem inspiracja przeradza się w przynajmniej częściową imitację. Płatki owsiane czy kasza jaglana przestają smakować. Bliżej im do paszy dla konia niż smacznego śniadania. Co innego nasiona chia czy zielony jęczmień. To jest prawdziwe jedzenie!
To samo dzieje się z domowym treningiem wykonanym w lekko przetartych legginsach. Ten nagle staje się nudny i nieefektywny, dlatego trzeba ogarnąć markowe dresy i czym prędzej podreptać na siłownię. Ale nie jakąś tam podrzędną, w naszym rodzinnym pipidówku. "Warsiawy" nam trzeba. Fruwających na bieżni metek i błysku fleszy naszego najnowszego iphone'a. No workout without fame czy jakoś tak.
Po czasie dostrzegamy realne zmiany. Drogi strój rzeczywiście robi robotę. Szczupło, szczuplej, najszczuplej. Ale zaraz, zaraz, to my miałyśmy być szczuplejsze, a nie nasz portfel. Hmmm...no nic. Spróbujmy podziałać dietą.
Śniadanie - pudding chia ze startą laską wanilii i odrobiną czarnuszki. Do tego biała herbata, ale tylko ta z ekologicznej plantacji - jakakolwiek inna ssie. Drugie śniadanie - wytrawna muffinka bez glutenu, bez nabiału, bez fruktozy. W gruncie rzeczy to...bez smaku :D. Obiad - stejk z dzika z dodatkiem komosy ryżowej. Podwieczorek - filet z uśmiechniętego rekina z dodatkiem czerwonego pieprzu. Kolacja - jajko przepiórcze. Kury są jakieś takie...démodé.
Zatem masz już te swoje szykowne dresy i niebanalne posiłki. Masz wszystko. Wszystko za wyjątkiem motywacji. I wiesz co Ci powiem? Możesz być chodzącą reklamą Adidasa i "superfoods", a i tak w Twoim życiu nic się nie zmieni. No może poza iskierką zazdrości w oczach koleżanek, których nie stać na te hajlajfowe stylówy i dziwne żarcie. Ty wciąż będziesz taka sama - ekstremalnie zakompleksiona i nieszczęśliwa.
I tak będzie zawsze, jeśli nie zrozumiesz, że praca nad swoim ciałem to przede wszystkim praca nad swoją głową. Nad swoimi myślami. Ta cała materialna otoczka okaże się gówno warta, jeżeli nie dasz sobie szansy. Jeżeli nie uwierzysz, że to od Ciebie zależy, czy będziesz silną kobietą czy taką, którą jest w stanie powalić nawet delikatny wietrzyk.
Dlatego zamiast inwestować pieniądze w te wszystkie cudawianki, zainwestuj czas w siebie. Znajdź wolną chwilę i wybierz choćby najbardziej lajtowy trening z youtube'a. Możliwe, że nawet on okaże się dla Ciebie nie do przejścia. To nic, że nie jesteś w stanie dać z siebie 100%. Dzisiaj dasz z siebie 50%, a jutro 60%. Za miesiąc lub dwa przekonasz się, że to, co jeszcze do niedawna było nie do przeskoczenia nie jest dla Ciebie żadnym wyzwaniem Wreszcie zobaczysz, jak płynna jest granica Twojej wytrzymałości.
Zdrowsze, silniejsze, smuklejsze ciało będzie tylko przyjemnym skutkiem ubocznym. Najważniejsze jest to, co wydarzy się w Twojej głowie. Byle problem nie będzie już w stanie wywołać w Tobie lawiny stresu. Z większą śmiałością zaczniesz walczyć o swoje. Nie dasz nikomu sobą pomiatać. Będziesz spokojniejsza, pewniejsza siebie. Będziesz po prostu szczęśliwsza. I właśnie tego życzę Ci z całego serducha.
Pamiętaj, że jesteś dzielna i bardzo, ale to bardzo mocno w Ciebie wierzę - tak samo jak w siebie samą :-).
PS. Koniecznie daj znać, czy zgadzasz się ze mną, że motywacji warto szukać w sobie, a nie w innych. Odezwij się, nawet jeśli mamy całkowicie odmienne zdanie. Dyskusje są mega fajne i rozwijające :-).
Zatem masz już te swoje szykowne dresy i niebanalne posiłki. Masz wszystko. Wszystko za wyjątkiem motywacji. I wiesz co Ci powiem? Możesz być chodzącą reklamą Adidasa i "superfoods", a i tak w Twoim życiu nic się nie zmieni. No może poza iskierką zazdrości w oczach koleżanek, których nie stać na te hajlajfowe stylówy i dziwne żarcie. Ty wciąż będziesz taka sama - ekstremalnie zakompleksiona i nieszczęśliwa.
I tak będzie zawsze, jeśli nie zrozumiesz, że praca nad swoim ciałem to przede wszystkim praca nad swoją głową. Nad swoimi myślami. Ta cała materialna otoczka okaże się gówno warta, jeżeli nie dasz sobie szansy. Jeżeli nie uwierzysz, że to od Ciebie zależy, czy będziesz silną kobietą czy taką, którą jest w stanie powalić nawet delikatny wietrzyk.
Dlatego zamiast inwestować pieniądze w te wszystkie cudawianki, zainwestuj czas w siebie. Znajdź wolną chwilę i wybierz choćby najbardziej lajtowy trening z youtube'a. Możliwe, że nawet on okaże się dla Ciebie nie do przejścia. To nic, że nie jesteś w stanie dać z siebie 100%. Dzisiaj dasz z siebie 50%, a jutro 60%. Za miesiąc lub dwa przekonasz się, że to, co jeszcze do niedawna było nie do przeskoczenia nie jest dla Ciebie żadnym wyzwaniem Wreszcie zobaczysz, jak płynna jest granica Twojej wytrzymałości.
Zdrowsze, silniejsze, smuklejsze ciało będzie tylko przyjemnym skutkiem ubocznym. Najważniejsze jest to, co wydarzy się w Twojej głowie. Byle problem nie będzie już w stanie wywołać w Tobie lawiny stresu. Z większą śmiałością zaczniesz walczyć o swoje. Nie dasz nikomu sobą pomiatać. Będziesz spokojniejsza, pewniejsza siebie. Będziesz po prostu szczęśliwsza. I właśnie tego życzę Ci z całego serducha.
Pamiętaj, że jesteś dzielna i bardzo, ale to bardzo mocno w Ciebie wierzę - tak samo jak w siebie samą :-).
PS. Koniecznie daj znać, czy zgadzasz się ze mną, że motywacji warto szukać w sobie, a nie w innych. Odezwij się, nawet jeśli mamy całkowicie odmienne zdanie. Dyskusje są mega fajne i rozwijające :-).