Jak przetrwać Święta i nie zwariować?
Mówi się, że Święta to czas radości, wypoczynku i spotkań z bliskimi. Ale powiedzmy sobie szczerze, jest to też czas owczego pędu i zapieprzania. Wielu godzin spędzonych przy garach czy na mopie, sklepowych kolejek dłuższych niż za komuny i przepychu, bo skoro Kryśkę stać na zakup 2,5 kg schabu, to ja kupię cztery! Niech kobiecina zobaczy, że niektórym to się powodzi. I jak to tak osiem dań zamiast dwunastu podczas Wigilii? Toż to grzech i skąpstwo w jednym. Nieważne, że już przy trzecim ogarną mnie wzdęcia. Dzielnie jadę dalej. Tradycja to tradycja, z nią się nie dyskutuje.
A teraz zawieszę nowe firanki, wypiorę swój turecki dywan odkurzaczem nowej generacji - no wiesz, tym co go pan w Telezakupach Mango tak zachwala. Jeszcze tylko ulepię trochę pierogów. Sto z serem, sto z kapustą i sto z mięsem. Aaa, znów zapomniałam o majonezie. Pospiesznie narzucam na siebie palto i już siedzę w moim błyszczącym polonezie. Wiem, stare to to, ale jeździ. Połowa sąsiadek drobiących po śniegu małe kroczki się za nami ogląda, znaczy się prezencję mamy nienaganną. Ja i mój polonez, oczywiście.
Jestem już w jednym z markietów i masz, spotykam Staśkę, znaczy się matkę swojej synowej. Kupuje małej śpiewającą Elzę. Let yt goł, let yt goł - nie wiem, o co chodzi, ale wyczuwam duże piniondze. Chwila moment i już wiem, że te moje czekoladopodobne Mikołaje i dwa piórniki na nic się nie zdadzą. Zaglądam do portmonetki, a tam wiatr świszcze jedną z kolęd. Zrezygnowana wracam do domu, ale w skrzynce znajduję mojego wybawcę. Świą-tecz-na po-życz-ka - czytam nieco zdziwiona. No lepiej nie mogłam trafić. Rozmawiam chwilę z miłym panem przez telefon, a po pięciu minutach już jestem na poczcie i odbieram swoje dwa tysiące. Hohoho, ja to mam gadane. Wracam więc do markietu i kupuję zestaw lalek. Najpierw śpiewają solo, a po chwili w duecie. Łojeju, co to te ludzie nie wymyślą. Staśka padnie na zawał, jak to zobaczy. Ale co ja się tam będę szczypać, skoro jestem przy kasie. A to kupię też nowego starfona (czy jakoś tak) mojej Dorotce, bo ostatnio coś narzekała, że słabo mnie słyszy, jak dzwoniłam do jej biura w Londynie. Mądre to dziecię, po mnie zapewne.
Zakupy poczynione - można więc wrócić do garów. Kluski z makiem, miodowiec i trzy serniki. Justynka chciała mi pomóc, ale co ja tam będę dzieciaka fatygować. Poza tym nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja. Machnę tylko ze trzy fusiaste kawy i zaraz wejdę na najwyższe obroty. Stara to stara, ale zobaczycie, jak śmiga w kuchni.
No masz, osiemnasta. Zaczynają schodzić się goście. A ja w tej starej, poplamionej tłuszczem podomce. I pomyśleć, że w szafie wisi tyle odświętnych garsonek, których nie zdążyłam wyprasować. No nic, to chociaż założę musztardowy swetr z błyszczącym napisem: "Hot or not?" (znaczy się: Zimno czy gorąco?) i getry 3/4 po mojej córci. Nakryję to stołu i podam barszcz, a później kapustę. W międzyczasie zmienię obrus, bo Kalinka zalała i ponoszę na rękach mojego 5-letniego wnusia, co by odciążyć córkę. Antoś jak zwykle stłucze moją ulubioną bombkę z łabędziem, więc szybko pobiegnę po zmiotkę.
Już prawie północ, więc trzeba iść do kościółka. W drodze do parafii orientuję się, że zapomniałam drobnych. Ale może to i lepiej, w Pasterkę lepiej zaszeleścić papierkiem. Po dwóch godzinach stania w zimnym kościele wracam do pustego domu. Dzieci zabiegane, musiały jechać dalej. I znów zostałam sama z tymi wszystkimi makowcami.
To już koniec historii Zosi Samosi. Teraz czas na Twoją. Chcesz przetrwać Święta i nie zwariować? To nie bądź żoną, matką, córką, babcią, która zawsze robi wszystko najlepiej. Nie bój się prosić o pomoc i odpuszczać. Nie bądź jedną z tych wariatek, które wyznają zasadę: Zastaw się, a postaw się. Nie stawiaj siebie na ostatnim miejscu. Święta to również Twój czas. I wreszcie, skup się na tym, co naprawdę istotne. Na swoim spokoju i odpoczynku, na bliskości drugiego człowieka. Nie mówię: Zacznij chcieć mniej, tylko zacznij chcieć mądrzej. Ot tak, po prostu.
Ściskam!
10 komentarze
Jak zawsze w punkt. :) Mnie na szczęście święta nigdy nie porywają w ferwor przygotowań itd. Nie wiem co by było gdybym miała dzieci... ale postaram się zawsze pamiętać ten tekst.
OdpowiedzUsuńPS Jakże sie cieszę, że w koncu się poznałyśmy'' 😘😘😘
To przerażające, że w ferworze przygotowań i licytowania się "kto da więcej" zapominamy o najważniejszym. Oby nigdy nam się to nie przydarzyło :).
UsuńPS. Ja teeeż! :D :*
O jaki dobry tekst! Zgadzam się z tym wszystkim <3 święta to powinien być czas przede wszystkim spotkań z bliskimi. Dla mnie nie jest aż tak ważne czy będzie cała masa potraw, których i tak nikt nie zje, czy odjechanych prezentów. Lepiej też na spokojnie zrobić szybciej prezenty, żeby nie biegać później po mieście w tym całym owczym pędzie.
OdpowiedzUsuńNo i te świąteczne pożyczki.. Te cholery wiedzą jak robić biznes na biednych ludziach, którzy zamiast przykładowo nauczyć się zarobić pieniądze to robią pożyczki i wydają na głupoty, później płacząc, że nie mają jak spłacić.. Eh. Trafiłaś w sedno:)
Takie podejście to ja rozumiem <3. Z tymi pożyczkami to mega słaba akcja. Chwila radości, a później wylane morze łez, no bo z czego to wszystko spłacić ;o.
UsuńFakt jest trochę sprzątania i gotowania, na szczęście nie gotuję dla armii osób :) prezenty kupuję już miesiąc przed i już leżą zapakowane :) Także na święta się cieszę. Wreszcie co dzień będą długie spacery,w dzień a nie po 20.00 i poleżę sobie też bez wyrzutów sumienia na kanapie pod kocykiem :)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście też nie gotuję dla armii :D, a prezenty siedzą od dłuższego czasu w ścisku na dnie szafy ;p. Ten wpis to nie psioczenie na beznadziejność Świąt, które btw uwielbiam, tylko karykatura zachowań, które zdarza mi się obserwować w tym okresie ;). To taka przypominajka, że nie liczy się to, kto da więcej, kto się lepiej pokaże, tylko to, że raz w roku możemy pobyć razem, na spokojnie i bez pośpiechu :).
UsuńI to jest właśnie prawdziwa magia świąt :D kto da więcej, kto będzie miał drożej :D uwielbiam :D na szczęście w moim rodzinnym domu już dawno się od tego odeszło :D uff ;)
OdpowiedzUsuńJezus w stajence i stoły uginające się od przepychu i ciężaru pasibrzuchów - paradoks Świąt :DDD. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ciebie to nie dotyczy :-*.
Usuńświęta, święta i po świętach, dawno też po nowym roczku...piszę więc z pytankiem-jak żyjesz? :-) wysyłam moc dobrych życzeń na 2017, trzy uściski i buziaki <3
OdpowiedzUsuńObawiałam się tych świąt, jak co roku właśnie przez ten pęd.. Okazało się, że pomimo wysiłku włożonego w sprzątanie i szykowanie jedzenia - opłacało się to, bo spędziłam go w rodzinnym gronie.. całkiem fajnie! W drugi dzień świąt przybyło do mojego pokoju liczne kuzynostwo, moje cztery kąty są naprawdę małe, ale wszyscy pomieściliśmy się - powspominaliśmy stare czasy, popiliśmy, a nawet udało nam się zagrać w grę planszową :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy komentarz!:-)