Jest 1 lutego, a ja zabieram się za podsumowanie ubiegłego roku. I wiecie co? Nie czuję się z tym dziwnie ani nie mam z tego powodu nawet najmniejszych wyrzutów sumienia, bo zawsze jest dobry czas na podsumowania. Dlatego rozsiądźcie się wygodnie z kubkiem herbaty i nieprzyzwoicie dobrą kanapką - zaczynamy.
Styczeń
W styczniu ubiegłego roku w pewnym sensie narodziłam się na nowo, ale wtedy jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy. Złamana końcówką 2016r. postanowiłam o siebie zawalczyć, choć perspektywa: "Będzie lepiej" wydawała mi się bardzo odległa. Jeśli mnie pamięć nie myli, to już w pierwszym tygodniu stycznia zapisałam się na wiosenny Runmageddon. Ot tak, pod wpływem chwili. I pomyśleć, że opowiadający od ponad roku o swojej zajawce do biegów z przeszkodami kolega nie zdołał mnie do tego przekonać. Coś musiało zmienić się w mojej głowie. No mówiąc wprost, musiałam się mocno wkurzyć i zawieść na kimś. To właśnie wtedy zapragnęłam zmiany, a właściwie lawiny zmian. Dlaczego? Po prostu miałam świadomość, że nie zasłużyłam sobie na to całe gówno, które dostałam w ramach prezentu i postanowiłam wziąć stery w swoje ręce. Poszłam za ciosem i jeszcze w tym samym miesiącu zapisałam się na zajęcia pole dance - nasza wyjątkowa przygoda trwała ok. pięć miesięcy.
Luty
W lutym miała miejsce moja wygrana sesja zdjęciowa połączona z wywiadem dla magazynu Elle, a to wszystko w towarzystwie przesympatycznych Dziewczyn - Kasi i Justyny z kanału Loveandgreatshoes. Podczas przygotowań zostałam przepięknie umalowana i ubrana (do dziś śni mi się bomberka wybrana dla mnie przez stylistkę!). Po prostu poczułam się jak milion dolców, a moje ego zostało przyjemnie dopieszczone. Podczas wywiadu miałam sporo do powiedzenia na temat pielęgnacji skóry (kto mnie zna, ten wie, jak bardzo siedzę w temacie ;)), a ostatecznie moje wypowiedzi zostały skrócone do dwóch mało istotnych zdań. Oczywiście nie mam o to pretensji - sesja zdjęciowa oraz wywiad były zorganizowane w ramach akcji promującej jedną z marek kosmetycznych i właśnie na to położono nacisk. Pamiętam jak dziś to przyjemne uczucie, gdy stałam w Tesco na dziale z prasą i oglądałam swoją mordkę w gazecie. Na samo wspomnienie na mojej twarzy pojawia się ogromny banan :).
Z kolei w drugim tygodniu lutego po raz pierwszy miałam na nogach narty. Zaliczyłam swój pierwszy zjazd i pierwszą efektowną glebę ;), a żeby było ciekawiej - śmigałam na nartach dobre kilka godzin, mając przeziębiony pęcherz (na samą myśl o tym chce mi się siku ;p).
18 lutego to również wyjątkowa dla mnie data. Tego dnia odbyły się warsztaty i pogaduchy z Anią -
Aniamaluje, a to wszystko dzięki uprzejmości Sound Garden Hotel. Oby więcej takich wyjątkowych spotkań i inspirujących babeczek ♥.
Marzec
Dokładnie 5 marca zaczęłam sezon rowerowy - wjechało przyjemne 40 km w miłym towarzystwie. A mówiąc o rowerach, nie mogę nie pozdrowić mojej kochanej blogowej bratniej duszy -
Magdy. Podejrzewam, że z początkiem marca wzięłam się również za bieganie - do Runmageddonu były niespełna trzy miesiące.
Kwiecień
W drugi weekend kwietnia wyruszyłam z paczką blogoprzyjaciół do Gdyni na konferencję o zdrowym odżywianiu.
Liseł, Szymon,
Magda, Weronika, Daga, Bartek, bardzo Wam dziękuję za ten czas, bo chyba właśnie wtedy coś między nami "kliknęło" na dobre :).
9 kwietnia planowałam wrócić z Trójmiasta do Warszawy na koncert Nattali Rize (wygrałam dwa bilety w dwóch różnych konkursach i z żadnego nie skorzystałam, czaicie to? ;p), ale jak to bywa z planami - można je zmieniać do woli i tak też się stało tym razem. Dzięki temu o jeden dzień dłużej mogłam nacieszyć się morzem i... nawiązałam wyjątkową znajomość, ale to już poza Trójmiastem :).
Bezpośrednio przed Wielkanocą wybrałam się na wycieczkę do Lublina i zakochałam się w tym miejscu :). Pod koniec miesiąca wyruszyłam do Krakowa, by spędzić kilka godzin w towarzystwie Weroniki -
Moyemu. Pierogi, disco-polo, spalona żarówka w samochodzie i my - to chyba najlepsze podsumowanie tego spotkania :).
Maj
W maju wygrałam karnet do lokalnego fitness clubu i pocisnęłam troszkę z zajęciami. A już 27 maja przebiegłam Rummageddon Intro (3 kilometry, 15 przeszkód), mając najlepszych ludzi u boku :).
Czerwiec
W czerwcu odhaczyłam kolejny koncert Bednarka podczas Dni Ursusa. To był ostatni miesiąc współpracy z moim ówczesnym pracodawcą, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałam ;).
Lipiec
Lipiec był istną petardą. Cztery dni w Amsterdamie. 96 godzin czystego szczęścia i poznawania nowego, a to wszystko w najlepszym towarzystwie. Mój drugi lot samolotem, a pierwszy zagraniczny i pierwszy... w pojedynkę! :D
Końcówka lipca to weekendowy powrót do Gdyni za sprawą See Bloggers, czyli kolejne spotkanie na blogerskim szczycie haha :).
Sierpień
Sierpień to reggae. Duuużo reggae ♥. Nie wyobrażam sobie tego miesiąca bez Ostródy (... i Shaggy'ego! :)) W zasadzie na spontanie zapadła decyzja o wyjeździe w Bieszczady i autostopie - to wtedy pękło moje pierwsze 200 kilometrów przejechanych autostopem :). Nie zabrakło noclegu na dziko i zdobycia Tarnicy. Dla takich chwil warto żyć, dlatego nie zwolniłam tempa i bezpośrednio z Bieszczad pojechałam do Bielawy - na kolejny festiwal reggae. Koncertu Naamana nie zapomnę do końca życia.
Wrzesień
Początek roku szkolnego zszedł się w czasie ze zmianami w życiu zawodowym. Nie obyło się bez nerwów, ale teraz mogę przyznać z ogromną ulgą - tego mi było trzeba. Nie chcąc wchodzić w szczegóły i publiczne pranie brudów, powiem Wam jedno. Żyjcie w zgodzie ze sobą - zawsze, bez względu na to, czy chodzi o życie prywatne czy zawodowe. I nie rezygnujcie z wartości, w które naprawdę wierzycie. Nie warto, a zwłaszcza nie dla pieniędzy i ludzi, którzy mówią prawdę tylko wtedy, gdy się pomylą.
Wrzesień był również pod hasłem corocznego Święta Kwiatów, Owoców i Warzyw. Odhaczyłam swój pierwszy w życiu koncert Dawida Kwiatkowskiego. Mówcie, co chcecie, ale chłopak daje radę ;). W drugiej połowie września doszła do skutku moja wygrana sesja zdjęciowa. Marlena, Mikołaj - zrobiliście kawał dobrej roboty :).
Dwa dni później wybrałam się na egzamin do Pro Make Up Academy w roli modelki. Moja wizażystka, Marysia, spisała się na medal.
W sobotę 23 września o 08:30 wystartowałam w kolejnym Runmageddonie - tym razem był to Rekrut, czyli 6 kilometrów i 30 przeszkód. Tego dnia zdobyłam swój pierwszy medal :).
Październik
W porównaniu do innych miesięcy październik był bardzo spokojny. Jedynym wydarzeniem, które zapamiętałam była warszawska konferencja dotycząca życia osobistego. Niestety nie do końca sprostała moim oczekiwaniom ze względu na swój powierzchowny charakter, tj serwowanie absolutnie podstawowej wiedzy głównie z zakresu odżywiania i aktywności fizycznej. Osoby, które nie miały wcześniejszej styczności z tymi tematami mogły wyjść z konferencji usatysfakcjonowane.
Spośród ok. sześciu wybranych przeze mnie warsztatów trzy naprawdę przypadły mi do gustu. Największym zaskoczeniem okazały się warsztaty dot. stresu oraz joga śmiechu, na którą trafiłam przypadkiem. Jeżeli jeszcze o niej nie słyszeliście, to najwyższy czas to nadrobić :).
Listopad
W listopadzie ukończyłam swój pierwszy Bieg Niepodległości na 5 kilometrów, do którego w ogóle się nie przygotowałam. Około 2-miesięczna przerwa w bieganiu sprawiła, że biegło mi się cholernie ciężko. Na szczęście nie poddałam się na trasie i drewniany medal z orzełkiem dołączył do mojej skromnej kolekcji.
18 listopada wyruszyłam do Wrocławia, by po raz trzeci zostać wolontariuszem podczas One Love i spędzić cudowny dzień w towarzystwie mojej kochanej Pauli.
Grudzień
W grudniu miał miejsce mój długo wyczekiwany koncert Gentlemana. Tego, co ten człowiek zrobił na scenie nie da się opisać. MAJ-STER-SZTYK. Co prawda nie udało mi się go złapać po koncercie, ale ten czas uświetniła mi obecność Alborosie, z którym nagrałam krótki filmik :).
Dzień później wystartowałam z Lisem na kolejną Blogowigilię, na której poznałyśmy kilka naprawdę fajnych ziomków. Było ozdabianie gwiazdy betlejemskiej, escape room, do którego nie zdążyłyśmy się wybrać, wysyłanie świątecznych kartek do podopiecznych fundacji Anny Dymnej ♥ i kilka innych atrakcji. Najważniejszy jednak był czas, który spędziłyśmy razem - ja, Liseł,
Kasia i
Emilka.
To było 12 miesięcy pełnych próbowania nowego, przesuwania kolejnych granic i rozwijania skrzydełek. Niech 2018 będzie jeszcze lepszy - dla Was i dla mnie.
Ściskam!