Rodzimy się wolni. Umieramy zniewoleni.

Autorka: 10:04 , , , , , , ,

Fot. Socjopatka :*

Wyobraź sobie kilkuletnie dziecko bazgrzące w zeszycie. Właśnie skończyło rysować swój pierwszy w życiu ogród. Wow, ile w nim pięknych, wyjątkowych kwiatów. Ale zaraz, zaraz, narysowało to wszystko lewą ręką? Oops, musimy tego malca naprawić. Podczas kolejnych zabaw będziemy trzymać go za lewą rączkę, wtedy z braku wyboru zacznie malować prawą. Ej, to nie działa. Dziecko odruchowo uwalnia lewą rękę z uścisku dorosłej dłoni i sięga po kredkę. To może zrobimy inaczej, bo wiesz "lewa rączka jest zła, a prawa dobra" - idziemy w uparte, ale ono dalej swoje. Przecież obydwie rączki są takie same. Ale nie dla nas. Żeby je przekonać przyjmujemy bardziej stanowczy ton i strategię. Za każdym razem, gdy sięgnie lewą ręką po kredkę, dostanie po niej linijką.  Poczuje ból, to wreszcie się oduczy. I być może rzeczywiście tak się stanie.

Nasz "zdrowy," oduczony leworęczności malec podrośnie i wreszcie pójdzie do szkoły. Zgarnie pierwszą jedynkę z matematyki, bo choć poprawnie rozwiąże zadanie, nie skorzysta ze sposobu podanego w podręczniku. Poczuje złość i niezrozumienie sytuacji, bo przecież wynik się zgadza. Ba, każde, nawet najmniejsze działanie odzwierciedla jego logiczne rozumowanie. Za nieprzyznanie racji nauczycielowi zgarnie uwagę w gratisie. Z biegiem czasu matematyka przestanie sprawiać mu przyjemność. Nie będzie już żadnej ekscytującej burzy mózgów, tylko twarde i, nie wiedzieć czemu, jedynie słuszne zasady. Wreszcie po siedmiu godzinach wyjdzie ze szkoły. Odetchnie świeżym powietrzem i poczuje się wolny. Tylko przez chwilę. Zaraz ktoś pociągnie go z bara za to, że ma glany i nie słucha Rihanny. Pieprzony outsider - tak mówią o nim rówieśnicy. 

Wreszcie skończy tę cholerną szkołę i pójdzie do pracy. Zaproponuje ciekawe rozwiązanie i zostanie zrugany. Przez współpracowników - bo ledwo przyszedł, a już się panoszy i wychodzi przed szereg. Przez szefa - bo swoim niestandardowym pomysłem podważa kilkunastoletnie doświadczenie przełożonego. I znów, tak samo jak za czasów szkolnych, ktoś zabije w nim kolejne pokłady kreatywności i radość tworzenia. 

Na szczęście życie nie kończy się na pracy. Facet znajdzie wreszcie kobietę swojego życia. Mega ciepłą, inteligentną, zaradną i...7 lat od niego starszą. Na dodatek z 5-latkiem pod pachą. Dla niego ten związek będzie prawdziwym wyzwaniem. Będzie stawał na głowie, żeby udowodnić jej, że pomimo różnicy wieku, nie jest wiecznym chłopcem i stworzy ciepły dom dla jej dziecka. Innego zdania będą jednak jego matka i całe zastępy ciotek, których imiona ledwo pamięta. No bo jak to tak? Starsza, na dodatek z dzieckiem? To nie przystoi. Poza tym skoro ktoś ją wcześniej zostawił świadczy o tym, że niezłe z niej ziółko. Wszystkowiedzące matrony będą mieszać, mącić i bardzo prawdopodobne, że wreszcie dopną swego.  Kobieta go zostawi, bo ile można znosić docinki i upokorzenia. 

Minie kilkadziesiąt lat i nic się nie zmieni. Całe życie upłynie mu pod hasłem niespełnienia. Bo zawsze ktoś lub coś będzie go usilnie sprowadzać na ziemię. Nawet jeśli będzie w wieloletnim związku i dorobi się gromadki dzieci. W podeszłym wieku napisze testament. Coś w stylu: "Proszę, nie przynoście na mój pogrzeb kwiatów. Zamiast tego ufundujcie temu ubogiemu, zdolnemu dzieciakowi z sąsiedztwa obóz sportowy." I znów nikt, nawet najbliżsi, nie uszanują jego woli. Jego prawa do własnych decyzji. Jego inności i własnego sposobu na życie i... śmierć. Pogrzeb bez morza kwiatów? Nie ma mowy. Co powiedzą sąsiadki? Znów będzie się liczyło, co pomyśli cały świat. I znów w tym świecie zabraknie miejsca dla niego prawdziwego - marzyciela i idealisty, faceta z błyskiem w oku i niepowtarzalną energią.       

Tacy ludzie jak on umierają codziennie pomiędzy naszym pierwszym a drugim gryzem kanapki. Robią to za każdym razem, gdy podcinamy im skrzydła. Gdy zabijamy ich potencjał. Piętnujemy nieszablonowe zachowanie. Karzemy za wyjątkowość. Nazywamy idiotami za to, że mają wiecznie przyklejony uśmiech do twarzy. Zabijamy pomysłowość. Zapominamy, że można inaczej. Inaczej niż ja czy Ty. Zapominamy, że przecież do niedawna byliśmy tacy sami. Z głową pełną pomysłów i nadziei. Z tysiącem marzeń, które jak się chce, można spełnić. Ale w pewnym momencie przestaliśmy słuchać samych siebie i dopuściliśmy do siebie głos z zewnątrz. Bełkot, z którego wynikało, że 90% rzeczy nam nie wolno, a pozostałych 10% nie wypada. Pozwoliliśmy zabić swoje marzenia. Z czasem zaczęliśmy zabijać je w innych. Swoim brakiem wiary i wsparcia. Gardzącym spojrzeniem, ironicznym słowem. I wiesz, tak się zastanawiam, po cholerę nam lek na raka skoro to my jesteśmy mistrzami zabijania? Na co dzień i od święta. Do kotleta i rosołu. W przerwie na mecz i podczas wyjścia do pracy. Robimy to cały czas.

Myślę, że najwyższy czas się obudzić. Zacząć żyć i pozwolić żyć innym. Nie tylko dawać przyzwolenie, ale również pomagać innym wzrastać. Bo jeśli damy coś od siebie, to wcale nam nie ubędzie. Urośniemy razem z tym, którego nakarmiliśmy dobrą energią.  Ot, życiowy paradoks.  

PS. Koniecznie obejrzyj. To tylko 8 minut. 8 minut, które może zmienić Twoje życie.
PS.1. Jeżeli spodobał Ci się mój tekst, proszę, podaj go dalej. Nie lubię pisać do ściany.  

 Ściskam!

ZOBACZ TAKŻE

16 komentarze

  1. Z grubsza się zgadzam ale z przykładami to poleciałaś po bandzie 😜 świat mimo wszystko ceni tych kreatywnych,którzy zdobędą się na indywidualizm ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego po bandzie? :D Tylko z ostatnim mnie poniosło hahaha :D.

      Usuń
  2. Wszyscy mówią, że trzeba być kreatywnym, nie bać się ryzyka i w ogóle walczyć o swoje. Ale kiedy już zaczyna się to robić, szybko się okazuje, że nikomu się to nie podoba i najlepszym rozwiązaniem jest działanie według określonych reguł. Smutne. Świetnie to napisałaś! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na tym polega cały paradoks - "Chodź, sprzedam Ci tysiąc sposobów na bycie spełnionym, tylko przypadkiem nie wcielaj żadnego z nich w życie ;p. Dziękuję :*.

      Usuń
  3. Mnie bardziej ten przykład z dzieckiem leworęcznym przyprawił o ciarki 😮

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, że swego czasu dokładnie takie "przestawianie" leworęcznego dziecka było na porządku dziennym - mówię Ci to ja - leworęczna. Na szczęście mnie te praktyki ominęły (Dzięki Mamo! ♥)

      Usuń
    2. Gdzieś o tym już słyszałem ale to chyba jeszcze za czasów PRL-u bywało.

      Usuń
  4. Udostępniam dalej,nawet nie wiem co napisać bo tak bardzo się zgadzam i podpisuję pod wszystkim, a szczególnie pod tym by nie zabijać kreatywności i dać sobie wzejamnie żyć po swojemu ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo bardzo Ci dziękuję! :-* A my dalej jedziemy z tematem i robimy swoje! ♥

      Usuń
  5. Świetny tekst. Zgadzam się w 200%.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny tekst kochana! <3 ten filmik po prostu miazga!

    Eh to tak trochę jak z wypracowaniami z języka polskiego i kluczem, w który musisz się wstrzelić, by dostać dobrą ocenę, który zabija w dziecku kreatywność.

    Rozwalił mnie ten filmik :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*. Nawet nie wiesz, jak ucieszyła mnie wiadomość, że filmik "zrobił Ci dzień" :). Mega trafne porównanie z kluczem! To, że myślimy/działamy inaczej nie oznacza, że robimy to gorzej od tych idealnie wstrzelających się w klucz - szkolny czy po prostu życiowy ;).

      Usuń
  7. smutne, ale na szczęście kreatywność, wolność i niestandardowość są coraz bardziej doceniane, poszukiwane i akceptowane. kiedyś było z tym faktycznie bardzo źle. teraz powoli świat zmierza ku lepszemu. mamy zdecydowanie większą swobodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, widać to zwłaszcza na rynku pracy ;). Tak czy siak jestem zdania, że bez względu na oczekiwania społeczeństwa zawsze warto robić swoje ♥. Pozdrowienia! :)

      Usuń
  8. Piona LEWĄ ręką ! :D
    Ale fakt, ja byłam 'przestawiana przez dziadka'. Na szczęście się nie udało ;)
    Świetny tekst i niestety... zgodny z rzeczywistością.
    Buziaki, Aga R. <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!:-)