Oddawaj! To są spodnie z /haendemu/, czyli o mojej 10-letniej przygodzie z ciucholandami
Z tego, co pamiętam, jedną ze swoich pierwszych wizyt w ciucholandzie zaliczyłam u boku Siostry około dziesięć lat temu. Jak przez mgłę widzę kosze pełne typowych łachów, panią bacznie przyglądająca się klientkom zza wagi, specyficzny zapach unoszący się w powietrzu oraz rojące się w mojej głowie pytanie: co ja tu robię? Asortyment był wówczas bardzo ubogi i znalezienie czegoś naprawdę godnego uwagi graniczyło z cudem. Dlatego zdarzyło mi się raz czy dwa wyjść pod pachą ze spodniami o 8 rozmiarów za dużymi z zamiarem zwężenia ich. Siostra, z kolei, kilkukrotnie dumnie taszczyła kilka lekko podniszczonych koszulek za 5-6zł/szt. Wówczas nie przeczuwałam, jakie możliwości oraz zagrożenia związane z zarządzaniem $ wniosą do mojego życia ciucholandy.
Około cztery lata później nastał bum. W okolicy zaczęło pojawiać się coraz więcej ciucholandów. Asortyment był nieco lepszy. Choć zakupienie naprawdę ładnej bluzki za kilka złotych wciąż graniczyło z cudem. Wracając z liceum, zahaczałam o przynajmniej jeden ciucholand. Potrafiłam spędzić ponad godzinę w kilkumetrowej klicie, tylko po to, by nie wyjść z pustymi rękoma. W tym czasie przygarnęłam do swojej szafy folkową marynarkę za 12zł oraz kilka bluzek i swetrów, co do których nie byłam przekonana. W moje ręce wpadła również wiatrówka - lekka, ciemnozielona, ze ściągaczem na dole. Z metką H&M. Tak, ta metka była wówczas dla mnie bardzo istotna. Miałam poczucie, że to towar luksusowy, a wiadomo jak miło jest móc sobie na coś takiego pozwolić. Zapłaciłam 16zł i tym sposobem stałam się posiadaczką za krótkiej i zbyt obcisłej kurtki, w której pojawiłam się zaledwie kilka razy. Alert: Paradowanie na mieście w czymś, co robi z Ciebie wędzoną szynkę w zbyt ciasnym sznurku nie jest niczym przyjemnym. Po drodze doszły niewygodne łyżwy i podniszczone półbuty, które na szczęście udało mi się wymienić na inny towar (pewnie równie nieprzemyślany ;).
W przeciągu roku ciucholandy zaczęły się przeobrażać w zaskakująco szybkim tempie. Te z dziadowskim asortymentem zaczęły upadać, a w ich miejsce powstawało drugie tyle tych ''markowych''. W ciucholandach zaczęły królować: Atmosphere, H&M, Zara. Wreszcie było w czym wybierać. Zakup ładnej bluzki wiązał się wówczas z kosztem rzędu 10-20zł. I o ile ta druga część widełek zazwyczaj skutecznie mnie odstraszała, tak ta pierwsza stanowiła coraz mniejszy problem. Tak więc regularnie wracałam do domu z portfelem uboższym o jakieś 50-80zł. W ekstremalnych przypadkach zdarzały mi się kwoty oscylujące wokół 100-120zł. Nie mówię, że uszczuplanie portfela o takie kwoty nie było dla mnie problemem. Było, ale nie na tyle odczuwalnym bym się wówczas opamiętała. Mnie po prostu wydawało się, że płacę za dobrą jakość. I wydając 100zł w ciucholandzie, zaoszczędzam przynajmniej drugie tyle - bo przecież tyle zapłaciłabym za podobne zakupy w sieciówkach.
Dwa lata temu zaczęły pojawiać się ciucholandy sieciowe. Cotygodniowa wymiana asortymentu, regularne wyprzedaże -50% i piątkowe wszystko za 1/2/3zł niebywale kusiły. Nie chcę nawet myśleć, ile pieniędzy w nich zostawiłam przez ostatnie dwa lata, ile worów ciuchów przytargałam pod swój dach. Tragedia! Ciasne mieszkanie i pusty portfel zaczęły doskwierać do tego stopnia, że wreszcie się opamiętałam. Nie kupiłam nic w ciucholandzie od ładnych kilku miesięcy i tego zamierzam się trzymać. Co więcej, w wakacje częściowo rozprawiłam się z bajzlem przez nie wywołanym.
Mam nadzieję, że Wy macie kontrolę nad tego typu zakupami? Chętnie poznam Waszą historię!
PS. Już niebawem przeczytacie u mnie o :
- zaletach i wadach, jakie dostrzegam w robieniu zakupów w ciucholandach
- o tym, w jaki sposób ukształtowały one moje podejście do pieniędzy i przestrzeni życiowej
Ściskam! :),
N.
17 komentarze
Też odwiedzam szmateksy, ale nie do tego stopnia, żebym odczuwała to jako nałóg ;).
OdpowiedzUsuńSamokontrola przede wszystkim :). Ja już na szczęście wyszłam z nałogu ;).
Usuńpamiętam, że w Skc w ciucholandzie jak kiedyś byłam po paszport zakupiłam sobie 6 par krótkich spodenek, nie wiem po co haha :D
OdpowiedzUsuńale ogólnie kiedyś uwielbiałam zakupy w secondhandach i też miałam pełno ciuchów, a teraz jakoś rzadko coś kupuję, bo bardzo sprecyzował mi się styl i w końcu kupuję tylko rzeczy niezbędne ;)
szkoda tylko, że oduczając się kupowania ciuchów wpadłam w pułapkę kupowania kosmetyków :D
Ach, te przeklęte skierniewickie ciucholandy! ;p Może to w nich leży problem , a nie w nas? :D Gratki! :) Sprecyzowanie stylu to klucz do sukcesu - przynajmniej człowiek nie znosi badziewia do domu. Co do kosmetyków, na ich korzyść przemawia to, że zajmują dużo mniej miejsca niż ciuchy! :D
UsuńJa do sh chodzą nieregularnie, ponieważ do najbliższego mam jakieś 20 km, więc specjalnie do nich na pewno nie jeżdżę. Zawsze chodzę z samą, która jest moim głosem rozsądku i wie, że szał na daną rzecz przejdzie mi wraz z kupieniem ;p Dlatego moje zakupy zawsze są przemyślane (niekoniecznie jak widać przeze mnie) a portfel tego tak nie odczuje ;)
OdpowiedzUsuńSzczęściara! :D Niestety, ja mam sh na każdym rogu ;p. Dobry patent z chodzeniem na zakupy z Mamą ( pod warunkiem, że nie jest zakupoholiczką :D) :-))).
UsuńJa mam to szczęście, że nie muszę kupować ciuchów. Mam kuzynki w Anglii, które żyją jak celebrytki :D Kupują markowe ciuchy po czym ubiorą raz... i jako, że są już niemodne wyrzucają :D A ja je chętnie biorę, przez co szafa mi się nie zamyka :) Podobnie w przypadku kosmetyków, raz psikną perfumy i im się znudziły, ale ja tam nie narzekam na monotonię hehe :D
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu, że nie mam kuzynek-celebrytek! :D Przez nie zagraciłabym się pewnie jeszcze bardziej hehe :D. A tak serio, to super, że masz możliwość zaoszczędzić sporo na ciuchach i kosmetykach! :)
Usuńmozna poplynąć w SH
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak, trochę czasu minęło zanim nauczyłam się zakupów kontrolowanych ;).
UsuńWiesz ze mam tak samo? U mnie jeszcze jest tak ze tylko 16 złotych za kilo w normalny dzien, a na wyprzedazach np plaszcze po 5 złotych!!! I juz nie mieszczą sie w 3 szafach, dlatego nie byłam na lumię chyba od 3 miesiecy : )
OdpowiedzUsuńszczerze mówiąc to nie porfirię nic dla siebie dostać w SH, nie potrafię szukać, nie mam tak "rozbudowanej" wyobraźni, mało co mi się podoba na wieszakach
OdpowiedzUsuńJa akurat tam nie tracę głowy ;) Kupuję baaardzo przemyślanie ;) Czasem przy 3 wizytach kupię tylko 1 sweter, ale porządny, a 2 razy wyjdę z pustymi rękami ;)
OdpowiedzUsuńCiekawy post :)
OdpowiedzUsuńNiestety moje zakupy też często są nieprzemyślane.
Pozdrawiam,
http://nellanellstyle.blogspot.com/
Prowadzisz bardzo ciekawego bloga, czytam czytam i skończyć nie umie ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Zapraszam również do mnie :
http://xbukavux.blogspot.com/
Teź chcęsto chodzę do ciucholandów ale się tego nie wstydzę :* I jeśli masz czas to wpadnij na mojego bloga.Dopiero zaczynam blogować :*
OdpowiedzUsuńMoja mama jest krawcową więc często przerabia mi rzeczy ktore znajde w ciucholandach :D Zapraszam na swojego bloga aby obejrzeć jak je zestawiam z innymi ciuchami :) http://angelaendzel.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy komentarz!:-)