Jesteś jedzenioholikiem?
Duża paczka czipsów pochłonięta po stresującym dniu w pracy. Zdany egzamin zwieńczony kilogramem sernika i słoikiem masła orzechowego. Dzikie obżarstwo, które może zahamować jedynie silny ból brzucha. Któryś z tych scenariuszy brzmi znajomo?
Kompulsywne jedzenie, bo o nim mowa, jest moim zdaniem jednym z najbardziej lekceważonych zaburzeń odżywiania. Wszyscy ze strachem w oczach myślimy o anoreksji i bulimii, ale na opowieść znajomej o kilogramie frytek, blasze ciasta i dwóch tabliczkach czekolady zjedzonych przez nią na kolację zareagujemy prędzej śmiechem niż przerażeniem. Takie zachowania postrzegamy jako niegroźne, a z biegiem czasu jako naturalne, ponieważ sami bardzo często traktujemy jedzenie i picie w kategoriach nagrody bądź kary. Mówimy sobie:
Ale się napier***ę po sesji.
Jeśli wytrzymam cały tydzień na diecie, to w nagrodę pójdę do cukierni.
Jestem do niczego i jeden kilogram w tą czy w tą niczego nie zmieni. Walić dietę, idę się nażreć.
Jeśli wytrzymam cały tydzień na diecie, to w nagrodę pójdę do cukierni.
Jestem do niczego i jeden kilogram w tą czy w tą niczego nie zmieni. Walić dietę, idę się nażreć.
Traktujemy jedzenie tak jakby było uniwersalnym lekarstwem. Takim, które jednym razem uśmierzy ból, a innym go wywoła. Podświadomie wierzymy, że obolałe ciało skutecznie odciągnie naszą uwagę od obolałej duszy. Stres, skopane poczucie własnej wartości, niesatysfakcjonujące relacje to tylko kropla w morzu czynników karmiących (o ironio ;) kompulsywne zachowania. Mnie też raz na jakiś czas zdarza się zajadać stresy. I chyba nigdy nie zapomnę sytuacji sprzed roku, kiedy czując presję czasu, wariowałam ze stresu. Miałam niespełna dwie godziny na naniesienie poprawek do pracy dyplomowej. Pamiętam jak dziś, że jedną ręką ocierałam łzy, a drugą łapczywie sięgałam po Lay'sy fromage. Wtedy być może nie widziałam w tym nic dziwnego, ale teraz się zastanawiam, czym do cholery pisałam na klawiaturze skoro obie ręce miałam zajęte? Hmmm. Chyba czołem ; ).
Dzisiaj jestem mądrzejsza, bo bardziej świadoma swojej skłonności do zajadania stresów. Nie oznacza to jednak, że zawsze z nią wygrywam. Czasem emocje biorą górę i….zamiast stawić czoła problemom, chowam się za pudełkiem pizzy żałosnej jakości. Jem, jem i jem, choć wiem, że już wystarczy, że już więcej nie trzeba. A później kończę z kubkiem gorącej herbaty lub ziół, licząc na to, że ukoi mój obolały brzuch.
Czy jest jakiś skuteczny sposób radzenia sobie z tego typu napadami? W moim przypadku sprawdza się… myślenie. Przypominam sobie dokładnie swój ostatni bądź najbardziej spektakularny kompuls i przeprowadzam się krok po kroku przez jego poszczególne etapy. Zawsze zaczyna się od ogromnej ochoty na zjedzenie x, po którym mam się poczuć lepiej. A więc przemierzam kilometry i morskie mile do najbliższego spożywczaka tylko po to, by za chwilę pochłonąć pokaźną dawkę jakiegoś badziewia. Kilka pierwszych kęsów utwierdza mnie w przekonaniu, że to jednak nie to. No ale przecież się teraz nie wycofam. Dokończę dzieła, a później będę zdychać z powodu złego samopoczucia. I w sumie bardziej niż brzuch zaboli mnie świadomość, że znowu przegrałam.
Analiza jakiejkolwiek sytuacji zawsze prowadzi do tego samego wniosku. To całe pobudzenie i niemożność powstrzymania się przed pochłonięciem dużej ilości, często niezdrowego, jedzenia rodzi się z oczekiwań nie mających związku z rzeczywistością, dlatego w przypływie słabości warto przypomnieć sobie sytuację, która jak na tacy pokaże nam, że kompulsywne jedzenie nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Bliżej mu do wstrętu, bólu i upokorzenia. A to ostatnie, czego potrzebujemy, prawda?
Jeżeli Wam też zdarza się zajadać stresy, koniecznie dajcie znać w komentarzach, jak z tym walczycie. Buźka!
8 komentarze
Trzeba mieć naprawdę silną wolę.. Najgorzej jest na zakupach :(
OdpowiedzUsuńAle nauczyłam się zdrowo podjadać, zawsze jakiś progress ;)
Zapraszam również do mnie, pod koniec lipca rozdanie KLIK
Zdrowe podjadanie to idealne rozwiązanie dla obżartuszków :).
Usuńczasami mi się zdarzy zjeść za dużo lub nie z głodu, ale na tyle rzadko że się tym nie martwię.
OdpowiedzUsuńJeżeli to tylko zwykłe łakomstwo, a nie ucieczka od problemów czy nadrabianie emocjonalnych braków, to absolutnie nie ma się czym martwić :D. Ja też jestem łakomczuchem! (:
UsuńSzczerze przyznam, że jak byłam mała nic nie jadłam. Strasznie się wszystkim stresowałam, miałam gulę w gardle, która nie pozwalała mi przełykać. Nagle w liceum zaczęłam jeść, bo nagle zaczęłam mieć na wszystko wyjebane :P Potem sporo przytyłam, sporo schudłam. A teraz dupa tam z dietą. Czipsy czy fastfoody jem rzadko, ale kanapki czy inne przysmaki jak owoce i warzywa z mojej działki wpieprzam bez końca, co by się nie zmarnowały :P Jak chce mi się pizzę to chętnie zjem ze znajomymi, nie ograniczam się, nie mam wyrzutów sumienia, a chudnąć mi się nie chce, w sumie lubię siebie jaką jestem, przynajmniej mam cycki, których kiedyś nie miałam :D
OdpowiedzUsuńWyjebka to jedna z lepszych rzeczy, których nauczyłam się dopiero niedawno :). Ja, z kolei, od zawsze dużo jadłam (:. I nie chodzi mi o to, żeby nagle zacząć się w tej kwestii ograniczać -co to to nie, bo kocham jeść <3. Jedyne na czym mi zależy to to, żebym przestała odreagowywać stresy jedzeniem, bo to akurat nie jest normalne i lekceważone może prowadzić do trwałych zaburzeń. Hahah :D, no i prawidłowo, trzeba lubić siebie! ♥ U mnie niestety zamiast w cycki idzie w biodra :DDD.
UsuńTen tekst jest trochę o mnie...To przykre, ale to prawda. Odkąd pamiętam porażki wynagradzałam sobie tuczącym i śmieciowym jedzeniem, a sukcesy takim jedzeniem świętowałam. Oczywiście przez te kompulsywne obżeranie się moje ciało wzbogaciło się o nadprogramowe kilogramy...Był moment, ze bałam się, że to już za daleko zaszło, bo wpadłam w błędne koło restrykcyjnych diet i dni obżarstwa. Teraz jest już zdecydowanie lepiej: staram się zdrowo odżywiać i nie rugam siebie za grzeszki, bo jak mam ochotę na pizzę to ją zjem i tyle, byle nie za często. Tutaj niestety główną rolę odgrywa psychika i póki nie odbuduję się poczucia własnej wartości albo nie poradzi w inny sposób z problemami, to na nic nasze wysiłki . Najwierniejsza fanka :-*
OdpowiedzUsuńWszędzie wychodzą te pieprzone kompleksy, nawet w żarciu. Teraz będzie już tylko lepiej w kwestii naszego odżywiania, naprawdę w to wierzę (:
UsuńDziękuję za każdy komentarz!:-)