What's up? #1 Miłość, Wiedeń i wiadro mojito
Fot. Socjopatka (:
To drugi dzień z rzędu, który spędzam w pidżamie. Nigdzie nie biegnę, bo nie muszę. Zwalniam się z większości obowiązków i nie czuję ulgi. Kuchnia wydaje mi się dziś wyjątkowo odległa, choć dzieli mnie od niej zaledwie kilkanaście kroków. Ochota na coś ciepłego sprawia, że jednak wstaję. Może kubek zielonej herbaty z miętą postawi mnie na nogi, bo wcale nie czuję jakbym stała. A przecież stoję. Dzisiaj mało mnie we mnie. A może wręcz przeciwnie, zbyt dużo. I dlatego jest mi tak ciężko. Na sercu i głowie. Żeby poczuć się choć trochę lżej, wspominam miniony marzec. I właśnie dlatego zapraszam Was na marcowe What's up?
What's up? to mój nowy comiesięczny cykl wpisów, z którego dowiecie się:
- jak mi idą treningi
- co dobrego ląduje na moim talerzu
- gdzie podróżuję
- co mnie inspiruje (muzyka, książka, film, kanał na yt, blog)
- jakie miejsca polecam
- co u mnie słychać prywatnie i jakie mam przemyślenia
W dzisiejszym What's up? zdradzam m.in.:
Marzec był... dobry. Cholernie dobry ♥. A to wszystko za sprawą dwóch rzeczy - powrotu do regularnej aktywności fizycznej i wycieczki do Wiednia.
- czy warto trenować crossfit
- gdzie są dobre burgery i mojito w Warszawie
- gdzie można dobrze i tanio zjeść w Wiedniu
- tytuły stand-upów, po obejrzeniu których brzuchy rozbolą Was ze śmiechu (:
Marzec był... dobry. Cholernie dobry ♥. A to wszystko za sprawą dwóch rzeczy - powrotu do regularnej aktywności fizycznej i wycieczki do Wiednia.
To właśnie miesiąc temu wróciłam do swojej miłości sprzed roku. Miłości, która potrafi mnie przetyrać jak nikt inny, sprowadzić do poziomu podłogi i sprawić, bym naparzała burpeesy jak szalona. Mowa oczywiście o crossficie, który poznałam w ubiegłe wakacje. Są to tak naprawdę jedyne zajęcia, na które chodzę z przyjemnością, nawet gdy coś mi nie wychodzi i czuję się jak totalny cienias. Znowu mam poczucie, że robię coś dla siebie, w 100% dla siebie. Crossfit to moje dwie pieczenie na jednym ogniu - robię dobrze zarówno swojemu ciału jak i umysłowi. I Wam polecam to samo. Znajdźcie aktywność, która sprawia Wam frajdę i... nie odpuszczajcie :).
Marzec był również pod hasłem promocji, podczas której upolowałam bilety autobusowe w śmiesznie niskiej cenie. Jedyne 5 złotych sprawiło, że po raz pierwszy wylądowałam w Austrii, na dodatek w towarzystwie niezawodnej Dagi. I choć spędziłyśmy w Wiedniu zaledwie jeden (chłodny) dzień, to zdążyłam się w tym mieście zakochać. Przepiękna architektura na każdym rogu, studencka pakistańska knajpa Der Wiener Deewan, w której jesz, ile chcesz i... płacisz, ile chcesz (o wysokości rachunku decydujesz przy kasie, serio!), pyszna włoska pizza w knajpie Disco Volante wypiekana w kuli dyskotekowej to zaledwie kropla w morzu atrakcji, jakie oferuje klimatyczna stolica Austrii. Jak przystało na prawdziwe shopping queens, nie mogłybyśmy odpuścić wizyty w podwiedeńskim Primarku. Moje zakupy zakończyły się trzema parami butów (tylko jedna dla mnie ;)).
Wspomniana pakistańska knajpa i drzwi do damskiej toalety z pięknym przekazem ♥.
Moja druga w życiu wizyta w Primarku (:
Jeden marcowy trip niestety okazał się niewypałem - dosłownie. Po prostu nie doszedł do skutku, ale "nie ma tego złego...", bo dzięki temu wylądowałam w Warszawie w 7 Street Bar & Grill w towarzystwie Siostry i Jej narzeczonego na turbo wyżerce - dobrych burgerach, pysznych szejkach i obłędnym bezalkoholowym mojito, które mogłabym pić wiadrami. Jeżeli ktoś kwestionuje, że jedzonko to życie, to ja tej osobie nie ufam! :))
Ufam natomiast ludziom z dobrym poczuciem humoru, np. takim jak Łukasz "Lotek" Lodkowski. Jeżeli lubicie stand-upy i jeszcze tego pana nie znacie, to czas najwyższy to nadrobić. Póki co obejrzałam "Zamawianie pizzy", "Blablacar", "Izba wytrzeźwień" i wszystkie trzy sprawiły, że ryłam wniebogłosy :)).
Wygląda na to, że właśnie dobrnęliśmy do końca marcowego What's up?. Mam nadzieję, że polecone przeze mnie miejsca i stand-upy znajdą się na Waszej liście do zobaczenia i wywołają niejeden uśmiech :). Zdradzicie mi swoje marcowe polecajki? Będę bardzo wdzięczna! (:
Ściskam!
6 komentarze
Ach ten boski Wiedeń 😍 czeka na nas latem na jakiejś okazji!!
OdpowiedzUsuńHehe ja uważam, że jedzenie to życie, w tej kwestii nie ma kompromisów 😁😁
Muszę obejrzeć te stand upy! Nie znam..
A co do aktywności to bardzo, bardzo się zgadzam😍
Taaak jest! :D Kto wie, może nawet się odchamimy, słuchając Mozarta ;p.
UsuńTy jesteś prawdziwą świneczką i to w ogóle nie podlega dyskusji! :D :*
A to polecam tego pana, polecam :D.
Dziczki muszą spalać to, co zjedzą, by zrobić miejsce na kolejną szamkę hahaha ♥.
Stand-upy super, szczególnie na żywo :D
OdpowiedzUsuńAaaaj! :DD Jeszcze nie miałam okazji być na żadnym stand-upie, ale "co się odwlecze..." :D. Kogo polecasz? :)
UsuńŚwietne zdjęcia
OdpowiedzUsuńUwielbiam stand upy, a tak rzadko je oglądam. Zaraz sobie odpale :) Mojito zawsze spoko :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy komentarz!:-)