Odkurz swoją kobiecość!
Choć wszystkimi kończynami podpisuję się pod stwierdzeniem, że kobiecość rodzi się w głowie, to jednak muszę przyznać, że ta nasza babska głowa to dość skomplikowana rzecz. Nieustannie wystawia nas na próby, testując przy tym naszą pewność siebie i samoakceptację. Spiskujące z nią hormonalne huśtawki, chwilowy brak dystansu do siebie czy życiowe zawirowania potrafią dać nieźle w kość i zazwyczaj skutecznie zrujnować nasz pozytywny obraz siebie. Dołóżmy do tego jeszcze okres(morderca nie ma serca!) wmawiający nam na ''pocieszenie'', że nawet taka beznadziejna i straszna potwora znajdzie swego amatora. Wtedy jedyne, co nam zostaje to wyciągnąć z kieszeni zmiętoloną, zasmarkaną chusteczkę i pomachać naszej kobiecości na pożegnanie, wykrzykując przy tym desperacko Arrivederci! Ale poczekaj, coś mi tu nie gra. Żadna z nas nie jest wspomnianą potworą, dlaczego więc same przypisujemy sobie jej atrybuty?
Wspominałam już kiedyś, że kobiecość to taki wredny mebel, który bardzo lubi się kurzyć. Tzn. wredny jest tylko wtedy, kiedy go nie odkurzamy, leżymy do góry kołami, hodując imponujący cellulit. (Kiedy pseudoprzyjaciółka robi na widok Twojego tyłka ironiczne WOW, to wiedz, że coś się dzieje ;-)). W pozostałych przypadkach kobiecość to nasza najlepsza kumpela, która podnieca się dosłownie naszym każdym działaniem, za każdym razem dodając, że znów mamy +1000 do zajebistości ;-).
Co więc zrobić, by ta przyjaźń trwała na dobre i na złe? Regularnie zażywać 120mg próżności na czczo, żeby się nie odbijało głupimi myślami. Kurację stosować dożywotnio z uwzględnieniem regularnych konsultacji z lekarzem bądź farmaceutą pod postacią rodziny i przyjaciół. Jeśli stwierdzą, że dawka była za duża, zmniejszyć z zaleceniem, lecz w żadnym wypadku nie zaniechać kuracji. Należy pamiętać, że próżność można przyjmować pod wieloma postaciami. Jedną z nich jest narcystyczna sesja zdjęciowa. No wiesz, samojebki z ręki, zwane hajlalfowo selfie, mają moc. Jeżeli jednak to dla Ciebie za dużo na początek, zorganizuj z Mamą/Siostrą/koleżanką wspólną sesję zdjęciową. Zróbcie sobie wypasiony makijaż, ałtfity na bogato [czyt. wyciągamy z szafy najlepsze szpilki - tak, dokładnie te z półki 'do stania'] i cykajcie zdjęcia. Gwarantuję frajdę nie tylko z samej sesji, ale również jej efektów. Nic tak nie poprawia samooceny jak naoczny dowód na to, że jesteśmy PIĘKNE. A żeby nie być posądzoną o bycie Ciocią Dobrą Radą nie stosującą się do własnych rad, zamieszczam efekty mojej siostrzanej sesji:
Na koniec dodam tylko, że autorką naszych make-upów jestem ja oraz, że było to moje pierwsze spotkanie ze słynnymi Ardell Demi Wispies ;).
Ściskam :),
N.
9 komentarze
rzęsy są oczywiście mega, a co postu to zgadzam się z Tobą są pewne kategorie o które warto dbać ;) wyjście z domu, praca, szkoła, chłpak to jedne z motywacji do zadbania o siebie
OdpowiedzUsuńWarto przede wszystkim dla samej siebie :).
Usuńtak, to prawda ;)
UsuńPodobne jesteście! :)
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że jeszcze do niedawna mało kto chciał wierzyć, że jesteśmy siostrami ;p.
UsuńDemi Wispies to chyba najpopularniejszy model rzęs, podobają mi się!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak!
UsuńOczywiście, że podobne - jak nie wizualnie, to mentalnie ;-) Jaki fejm ;-) teraz to na bank będziemy musiały prowadzić razem bloga :-D Warszawskie buziaki dla Kokosków :-* Lin
OdpowiedzUsuńPiękny makijaż :)
OdpowiedzUsuńI oczywiście obserwuje :)
Dziękuję za każdy komentarz!:-)