Możesz mieć "wszystko" - wysoką pozycję zawodową, pokaźną sumę pieniędzy na koncie, atrakcyjnego i oddanego mężczyznę u boku, zagraniczne mini-wakacje w każdy weekend, swoje ulubione przegrzebki na śniadanie, obiad i kolację, a jednak wciąż czuć niedosyt. Wiesz dlaczego? Bo nie doceniasz tego, co masz teraz. Nie doceniasz tego, że codziennie zasypiasz w miejscu, które spokojnie możesz nazwać swoim. A robiąc zakupy, nie masz świadomości, że to ogromny przywilej nie musieć wygrzebywać ostatniego grosza z portfela i zastanawiać się, czy tym razem starczy Ci na jedną bułkę czy może jednak na dwie. Nie doceniasz urlopu spędzonego pod namiotem, bo zamiast patrzeć wieczorem w gwiazdy, nerwowo scrollujesz Facebooka, oglądając egzotyczne wyprawy swoich znajomych. Z każdym dniem coraz mniej szanujesz i podziwiasz swojego partnera. Bo przecież na świecie stąpa całe mnóstwo bardziej atrakcyjnych osób, które odnoszą sukcesy  większe niż 300zł brutto podwyżki raz do roku.

Możesz zrobić wielki życiowy przewrót - wymienić namiot na 5-gwiazdkowy hotel, torebkę z sieciówki na chanelkę, Tomka na Jeff'a. Tyle, że to nic nie zmieni. Bo to poczucie pustki i niedosytu jest w Tobie. I nikt ani nic jej nie wypełni. Wiesz, we mnie jest bardzo dużo wdzięczności. Zwłaszcza za wyjątkowe osoby, które stają na mojej drodze. Za czyjąś bliskość i czas, który jest najcenniejszą walutą na świecie. Jestem wdzięczna za każdy słoneczny weekend, który mogę spędzić poza domem. I za deszczowy też, bo nie ma lepszego pretekstu do przeleżenia całego wieczoru w ramionach ukochanej osoby. Jestem wdzięczna za pracę, która daje mi finansowe bezpieczeństwo i pewnego rodzaju wolność. Jestem wdzięczna za to, kim jestem, bo choć wciąż jest we mnie wiele rzeczy do naprawy, to mam w sobie dużo zapału do bycia lepszym człowiekiem, partnerem, kobietą, siostrą, córką. Jestem mieszanką marzeń i ambicji. Nie boję się zmian, ale są w moim życiu rzeczy absolutnie święte i nie do ruszenia. Nie bawię się w szukanie substytutów. To świadoma decyzja i naprawdę wyzwalające uczucie. Będę się rozwijać w swoim małym ogródku i pomogę wzrastać w nim innym. I nie wymienię swojego ogrodu na większy, bo tak łatwiej, wygodniej. Sprawię, że mój mały ogród z czasem przerośnie te, do których w chwili słabości porównywałam mój własny. Mój ogród będzie pełen miłości, szaleństwa i zrozumienia. Mój ogród będzie mną i Tobą, jeśli pomożesz mi o niego zadbać :). Wiem, że w głębi duszy też masz dużo wdzięczności, ale od dawna tam nie zaglądasz. Zajrzyj do mojej i wyciągnij wnioski. 


Podsumowując rok 2016, jestem wdzięczna za: 

1. Miłość, którą dostawałam każdego dnia i która wypełniała mnie po brzegi. Za bliskość, wspólne poranki i wieczory, tysiące rozmów na najbardziej kosmiczne i wstydliwe tematy, śmiejące się oczy, najlepsze wakacje, duuużo pizzy, wina i... piwa.


2. Mamę. Za to, że wciąż jest i nieświadomie podbiera mi ciuchy.


3. Wsparcie dwóch osób (myślę, że będą wiedziały, że to o Nich mowa) podczas pisania pracy magisterskiej, kiedy byłam najbardziej żałosną i zdemotywowaną osobą we wszechświecie. Za wiarę we mnie i wszystkie kopniaki w tyłek - wielkie dzięki! Byliście moją główną motywacją.

4. Wszystkie nowe rzeczy, które miałam okazję/odwagę poznać, doświadczyć, spróbować. Za mazurskie lato, spanie pod namiotem, Ostróda Reggae Festiwal, koncert Alborosie i jego strzelające dredy-ośmiornicę (:, domowe nalewki. Za bożonarodzeniowy jarmark w Poznaniu. Za pracę. Za babskie spotkanie z Loveandgreatshoes. Za spotkanie blogowych koleżanek podczas Blogowigilii. 

 dat ass xD

5. Bliższą, niestety wciąż wirtualną znajomość z Mileną - Najlepszapora oraz Amelią - Poliptyk. Dziewczyny, jesteście niesamowite! Mili, dziękuję Ci za bycie perłą w blogosferze, "dinozaurem", który nie wpisuje się w dzisiejszy pęd za byle czym. Amelia, Tobie dziękuję za bycie odjechanym ziomkiem, dziewczyną do tańca i do różańca. Mega szacun za bycie silną babką! 


6. Względne zdrowie. Za nogi, które niosły mnie wszędzie tam, gdzie chciałam. Za oczy, które chłonęły wszystkie piękne obrazy. Za usta, które dały mi poznać tyle nowych smaków. Za uszy, które wyłapywały nawet najcichszy szept.


7. Pierwszy grosz zarobiony na swoim hobby - wizażu, którego tajniki staram się zgłębiać małymi kroczkami. To ogromna satysfakcja być docenionym za coś, czego uczymy się sami od podstaw. To ogromne szczęście otrzymać czyjeś zaufanie pomimo warsztatu, który pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Dziękuję, Kasiu! 


8. Kobiecość, która się we mnie rozbudziła. Za pończochy i koronkową bieliznę, które odkryłam w tym roku i dzięki którym czułam się idealnie :-). Bo jak to mówi Aniamaluje: "Życie jest za krótkie na bawełniane gacie" :).  



Dziękuję Wam za ten piękny rok! 

Ściskam!


Im bliżej Bożego Narodzenia, tym większe ogarnia mnie przerażenie, jak mało czasu mi zostało na świąteczne przygotowania. Na szczęście zamiast siedzieć na tyłku wolę działać. W zeszłym tygodniu na przykład zmotywowałam się do zrobienia bigosu i pierogów, więc dwa pracochłonne dania mam z głowy ;). Podejrzewam, że tymi słowami właśnie zmroziłam krew w żyłach perfekcyjnych pań domu. No bo jak to tak, dwa tygodnie do Świąt, a ja bawię się w gotowanie? Jeżeli kogoś to naprawdę dziwi, to odsyłam do tekstu Jak przetrwać Święta i nie zwariować? Myślę, że ten tekst uświadomi Wam, w jaki sposób nie chcę przeżywać nie tylko Świąt, ale i innych ważnych momentów swojego życia. 

Ubiegły tydzień miał również mocny akcent blogerski w postaci Blogowigilii. Wreszcie poznałam Socjo, Lisa i Losgrafikos :-).  Po stu nieudanych próbach spotkania wreszcie się udało ;). Z tego miejsca dziękuję Dziewczynom za dotrzymanie mi towarzystwa, wspólne pakowanie prezentów dla #szlachetnapaczka, małe DIY podczas "Warsztatów z gwiazdą" i... picie niedobrego wina ;p. Następnym razem nie dajcie się zapraszać na aroniówkę dwa razy ;p. W przypadku dobrych trunków powiedzenie: Lepiej późno niż wcale się nie sprawdza ;). Tym razem nie bawiłam się w fotorelację, ale na szczęście ktoś inny zrobił to za mnie. Dziękuję Kubie Jóźwickiemu za piękne zdjęcia:


Obczajcie to skupienie na twarzy podczas pakowania słodkości dla #szlachetnapaczka :-)


Wspólne wygibasy przez aparatem :D


Podczas pobytu w Warszawie znalazłam również chwilę na uzupełnienie jednego prezentu czymś bardzo, bardzo dobrym, ale niestety nie mogę nic więcej zdradzić, bo they're watching me! :D


Przeżyłam też małe rozczarowanie, gdy zdałam sobie sprawę, że cudowna świąteczna reklama Allegro, o której wspominałam w przedostatnim tygodniku jest mocno zainspirowana reklamą z 2014r. O, tą dokładnie:


Koniecznie dajcie znać, co o tym sądzicie. Gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna kopia? I czy Waszym zdaniem własność intelektualna ogranicza się do realizacji pomysłu czy obejmuje również pomysł sam w sobie? ;) Gwoli jasności, nie twierdzę, że reklama Allegro jest kopią Bell's, bo oczywiście nią nie jest, ale byłabym naiwna, nie zauważając istotnych podobieństw.

A skoro już zeszliśmy na temat twórczości, nie mogę nie wspomnieć o muzyce, jaka towarzyszyła mi w zeszłym tygodniu, zwłaszcza, że była to dość wybuchowa mieszanka ;). Okołoświąteczne prace domowe umilały mi świąteczne składanki:


A wieczorami przypominał o sobie Pezet:



Teledysk do "Co jest ze mną nie tak" sprawił, że "Kamper" ląduje na mojej liście filmów do obejrzenia :-). Polecacie?

Ściskam!


Mówi się, że Święta to czas radości, wypoczynku i spotkań z bliskimi. Ale powiedzmy sobie szczerze, jest to też czas owczego pędu i zapieprzania. Wielu godzin spędzonych przy garach czy na mopie, sklepowych kolejek dłuższych niż za komuny i przepychu, bo skoro Kryśkę stać na zakup 2,5 kg schabu, to ja kupię cztery! Niech kobiecina zobaczy, że niektórym to się powodzi. I jak to tak osiem dań zamiast dwunastu podczas Wigilii? Toż to grzech i skąpstwo w jednym. Nieważne, że już przy trzecim ogarną mnie wzdęcia. Dzielnie jadę dalej. Tradycja to tradycja, z nią się nie dyskutuje. 

A teraz zawieszę nowe firanki, wypiorę swój turecki dywan odkurzaczem nowej generacji - no wiesz, tym co go pan w Telezakupach Mango tak zachwala. Jeszcze tylko ulepię trochę pierogów. Sto z serem, sto z kapustą i sto z mięsem. Aaa, znów zapomniałam o majonezie. Pospiesznie narzucam na siebie palto i już siedzę w moim błyszczącym polonezie. Wiem, stare to to, ale jeździ. Połowa sąsiadek drobiących po śniegu małe kroczki się za nami ogląda, znaczy się prezencję mamy nienaganną. Ja i mój polonez, oczywiście. 

Jestem już w jednym z markietów i masz, spotykam Staśkę, znaczy się matkę swojej synowej. Kupuje małej śpiewającą Elzę. Let yt goł, let yt goł   - nie wiem, o co chodzi, ale wyczuwam duże piniondze. Chwila moment i już wiem, że te moje czekoladopodobne Mikołaje i dwa piórniki na nic się nie zdadzą. Zaglądam do portmonetki, a tam wiatr świszcze jedną z kolęd. Zrezygnowana wracam do domu, ale w skrzynce znajduję mojego wybawcę. Świą-tecz-na po-życz-ka - czytam nieco zdziwiona. No lepiej nie mogłam trafić. Rozmawiam chwilę z miłym panem przez telefon, a po pięciu minutach już jestem na poczcie i odbieram swoje dwa tysiące. Hohoho, ja to mam gadane. Wracam więc do markietu i kupuję zestaw lalek. Najpierw śpiewają solo, a po chwili w duecie. Łojeju, co to te ludzie nie wymyślą. Staśka padnie na zawał, jak to zobaczy. Ale co ja się tam będę szczypać, skoro jestem przy kasie. A to kupię też  nowego starfona (czy jakoś tak) mojej Dorotce, bo ostatnio coś narzekała, że słabo mnie słyszy, jak dzwoniłam do jej biura w Londynie. Mądre to dziecię, po mnie zapewne. 

Zakupy poczynione - można więc wrócić do garów. Kluski z makiem, miodowiec i trzy serniki. Justynka chciała mi pomóc, ale co ja tam będę dzieciaka fatygować. Poza tym nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja. Machnę tylko ze trzy fusiaste kawy i zaraz wejdę na najwyższe obroty. Stara to stara, ale zobaczycie, jak śmiga w kuchni. 

No masz, osiemnasta. Zaczynają schodzić się goście. A ja w tej starej, poplamionej tłuszczem podomce. I pomyśleć, że  w szafie wisi tyle odświętnych garsonek, których nie zdążyłam wyprasować. No nic, to chociaż założę musztardowy swetr z błyszczącym napisem: "Hot or not?" (znaczy się: Zimno czy gorąco?) i getry 3/4 po mojej córci. Nakryję to stołu i podam barszcz, a później kapustę. W międzyczasie zmienię obrus, bo Kalinka zalała i ponoszę na rękach mojego 5-letniego wnusia, co by odciążyć córkę. Antoś jak zwykle stłucze moją ulubioną bombkę z łabędziem, więc szybko pobiegnę po zmiotkę. 

Już prawie północ, więc trzeba iść do kościółka. W drodze do parafii orientuję się, że zapomniałam drobnych. Ale może to i lepiej, w Pasterkę lepiej zaszeleścić papierkiem. Po dwóch godzinach stania w zimnym kościele wracam do pustego domu. Dzieci zabiegane, musiały jechać dalej. I znów zostałam sama z tymi wszystkimi makowcami.

To już koniec historii Zosi Samosi. Teraz czas na Twoją. Chcesz przetrwać Święta i nie zwariować? To nie bądź żoną, matką, córką, babcią, która zawsze robi wszystko najlepiej. Nie bój się prosić o pomoc i odpuszczać. Nie bądź jedną z tych wariatek, które wyznają zasadę: Zastaw się, a postaw się. Nie stawiaj siebie na ostatnim miejscu. Święta to również Twój czas. I wreszcie, skup się na tym, co naprawdę istotne. Na swoim spokoju i odpoczynku, na bliskości drugiego człowieka. Nie mówię: Zacznij chcieć mniej, tylko zacznij chcieć mądrzej. Ot tak, po prostu.


Ściskam!

W zeszłym tygodniu moje życie nabrało nieco większego tempa za sprawą dodatkowych zleceń. I żeby było zabawnie, jak zwykle sprawdziła się zasada: "Im więcej masz do zrobienia, tym więcej uda Ci się zrobić". Dlatego nie tylko więcej pracowałam, ale również wróciłam do ćwiczeń :-). Trzy treningi w domowym zaciszu sprawiły, że przypomniałam sobie, co to znaczy mieć pośladki - bardzo obolałe pośladki ;).  


I jak zwykle targałam do pracy lunchboxy. Tym razem był to m.in. ryż  z kurczakiem a'la curry:


Ubiegły tydzień był również pod hasłem zapisów na tegoroczną Blogowigilię. Cieszę się, że już po raz drugi będę miała przyjemność wziąć udział w tym wydarzeniu ;). Jeżeli też się wybieracie, to koniecznie:
a) zagadajcie do mnie :-) (na wypadek gdybym się wstydziochała ;))
b) spróbujcie mojego wegańskiego pasztetu i ciasta marchewkowego w świątecznej odsłonie :). Będzie pysznie! A przynajmniej zrobię wszystko, żeby tak było :-).


Mój tydzień był również pełen knucia w słusznej sprawie ;). Musiałam się trochę nagimnastykować, żeby ogarnąć jedną świąteczną niespodziankę dla kogoś turbo bliskiego. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Proszę, trzymajcie kciuki żeby wypaliła w 100%, a przede wszystkim żeby się spodobała głównej zainteresowanej/głównemu zainteresowanemu (właściwe podkreślić) :).

Ale tak naprawdę petardą tego tygodnia była moja wycieczka do Poznania, który uważam za jedno z najpiękniejszych miejsc w PL, zwłaszcza w okresie okołoświątecznym :). Spędziłam calutki dzień na jarmarku bożonarodzeniowym. Byłam na pysznych burgerach i kraftowym piwie. Udawałam, że umiem grać w Scrabble w najlepszym towarzystwie na świecie i kupiłam sobie totalnie odjechany otwieracz do piwa. Łapcie garść moich wspomnień:


Znalazłam też chwilę na małe świąteczne DIY:


Gwiazda betlejemska za 4,99zł + wielkanocny koszyczek + słoma + surowa drewniana zawieszka z odręcznie wypisanymi życzeniami = tania, niebanalna ozdoba i fajny pomysł na niezobowiązujący prezent ;). 

A skoro już tak głęboko siedzimy w temacie Świąt, pozwólcie, że zakończę ten tygodnik kolejną świąteczną reklamą z ponadczasowym przesłaniem:


Ściskam!


Kolejny tydzień już za nami. Zanim się obejrzymy będzie już połowa grudnia, a naszym głównym zmartwieniem będzie nieco krzywa choinka, która lubi sobie czasem zemdleć i setka uszek do ulepienia ;). Ale zanim to nastąpi, wróćmy na chwilę do zeszłego tygodnia i słynnego Black Friday. Szczerze mówiąc, ten dzień nigdy nie robił na mnie dużego wrażenia. I w sumie nic dziwnego skoro większość ofert niczym się nie różni od tych, z którymi mamy do czynienia na co dzień. Na szczęście wśród setki przeciętniaków zawsze znajdzie się jakaś perełka - tym razem były to moje ukochane gąbki do makijażu z Glamshopu, które dorwałam za połowę ceny. Poza tym wreszcie nadarzyła się okazja żeby zamówić pędzel-szczotkę do makijażu. Jak tylko  otrzymam zamówienie, na pewno Wam je pokażę :-).

W piątek pozwoliłam sobie również na odrobinę luksusu. Po długiej rozkminie zdecydowałam się na zakup Estee Lauder Double Wear - podkładu, na który czaiłam się dobrych kilka miesięcy. To mój najdroższy kosmetyk ever. Dlatego jestem cholernie ciekawa, czy w tym przypadku cena rzeczywiście idzie w parze z jakością ;).


Ubiegły tydzień to również miły wieczór spędzony przy filmie "Bogowie".


Oglądałam go po raz drugi i wciąż polecam z całego serducha (o ironio ;) osobom, które jakimś cudem jeszcze go nie widziały. Jest wzruszająco, momentami zabawnie. Jest też Kot, który jest klasą samą w sobie. Naprawdę warto obejrzeć.

A skoro już siedzimy w temacie oglądania, to koniecznie zobaczcie świąteczną reklamę Allegro:

   
Ta historia to dobry przykład na to, że w konfrontacji z prawdziwą motywacją wiek i inne "przeszkadzajki" nie mają szans.  To co, dalej uważasz, że chcieć nie znaczy móc? ;)

Mnie, na przykład, w zeszłym tygodniu zachciało się wycieczki do Poznania. Z prostego równania chcę = mogę wyszło, że spędzę na poznańskim jarmarku świątecznym najbliższą sobotę :-). Korzystając z okazji, dziękuję kochanemu Poliptykowi :* za cenne poznańskie wskazówki :-). Aaa! Nie mogę się doczekać :). Rozświetlone setką światełek choinki, świąteczne słodkości i grzaniec - czy można chcieć czego więcej? ;)

No dobra, macie mnie - można. Na przykład ciepłych goferków z bitą śmietaną i owocami. Jeżeli tak jak ja macie w domu jakiś samotny, dawno zapomniany toster, to Wasze marzenie o gofrach może się spełnić :D. A żeby było jeszcze prościej, odsyłam Was do łatwego, sprawdzonego przepisu na gofry: klik.  


Nie dajcie się długo prosić i zróbcie gofry, odpalcie film "Bogowie" i pozwólcie sobie na przyjemnie leniwy wieczór :-).

Ściskam!

Myślami przywołuję lato. Muśnięte słońcem ramiona i całe mnóstwo piegów na nosie. Nieco przyluźne szorty i ulubione t-shirty schowane gdzieś na dnie szafy. Smażone ryby jedzone w porcie i wieczory spędzane w towarzystwie zimnego piwa. Zapach kremu z filtrem mieszający się ze słodkimi perfumami. Długie, beztroskie dni i..gofry. Bez nich nie ma lata.


Od ponad tygodnia chodziły za mną gofry, a ja udawałam, że ich nie widzę ;). No przecież nie będą kupować gofrownicy z powodu jednorazowej zachcianki, a tych gotowych ze sklepu nie lubię. Nie dość, że porażają składem, to jeszcze są cholernie słodkie. Ale jak wiadomo, potrzeba matką wynalazku. Zerkam więc na swój przykurzony toster i...bingo! A może by tak upiec gofry w tosterze? :-)



Składniki 
(na ok. 6-7 gofrów :)
  • 1,5 szklanki mąki
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 jajka
  • 1/4 szklanki cukru
  • ponad 3/4 szklanki wody
  • 1/4 szklanki oleju
  • szczypta soli


Przygotowanie:

Wymieszaj mąkę z proszkiem do pieczenia. Oddziel żółtka od białek. Połącz żółtka z cukrem i olejem, a następnie dodaj do mąki i wymieszaj . Ubij białka z odrobiną soli na sztywną pianę i delikatnie połącz z pozostałymi składnikami. Piecz w tosterze przez ok. 5-6 minut.



"Bita śmietana" do gofrów:
  • 250g serka mascarpone 
  • 330ml śmietany 30%
  • 2 łyżki cukru
Przygotowanie jest banalnie proste. Ubij zimną śmietanę z mascarpone i cukrem. Podawaj ze świeżymi owocami, dżemem lub nutellą :D. Gofry z tostera wychodzą naprawdę smaczne, dlatego jeżeli tak jak ja nie masz gofrownicy, a nie chcesz jeść kupnych gofrów, koniecznie wypróbuj ten przepis :). 

Ściskam!


Ubiegły tydzień był jednym wielkim czekaniem na sobotę i One Love Sound Fest - festiwal reggae, podczas którego byliśmy z TŻ-em po raz kolejny wolontariuszami :). Tym razem obsługiwaliśmy osoby posiadające VIP tickets, wydawaliśmy pakiety, tłumaczyliśmy, jak poruszać się po festiwalu i pomagaliśmy rozwiązywać problemy, z którymi zgłaszali się do nas uczestnicy imprezy, a których nie brakowało (ani problemów ani uczestników ;p). Ale One Love to nie tylko praca, ale również koncerty :). Bawiliśmy się na koncertach legendarnego Lee Scratch Perry'ego i niesamowitego Balkan Beat Box, a po koncercie rozmawialiśmy z przesympatycznym gitarzystą ;). 


Słyszeliśmy kilka kawałków Mesajaha i szczerze mówiąc, czuję mały niedosyt, bo Manolo to mega ziomek, o czym przekonaliśmy się już tego lata ;). Ominął nas również koncert Damiana Syjonfama, którego piosenką nuciłam jakiś czas temu na insta:


Niestety w ostatniej chwili okazało się, że nie dotrze Capleton - artysta, na którego czekaliśmy najbardziej. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Przed nami jeszcze setki, tysiące pięknych koncertów ;).  


Ten tydzień to również dłuuugie spacerki z piesełkiem. Naszym wędrówkom przyświecało hasło: Odchudzanie, turnus 1 :-). Mięciutka Fitkola i jej przyjacieł Parówkeł ♥ przebierali nóżkami i  podziwiali takie widoki:


Bosko, prawda? ;)

Podczas jednego ze spacerów naszła mnie chęć na napisanie dla Was tekstu o kosmetycznych ulubieńcach jesieni: klik. Kto zapomniał przeczytać, leci szybciutko naprawiić swój błąd! :D



Poza tym po prawie dwóch tygodniach zmotywowałam się do zrobienia zdjęcia do paszportu. Drogie Panie, jeżeli wydaje Wam się, że jesteście choć trochę ładne, a Wam, Drodzy Panowie, że jesteście całkiem przystojni, zróbcie zdjęcie do paszportu! :D Na nim każdy wygląda jak kryminalista :D. Zerknijcie na mnie: 


No cudo :-). Brakuje mi tylko czapki wpierdolki :-D. Przysięgam, w rzeczywistości nie zabijam wzrokiem, a przynajmniej nie od razu i nie każdego ;). Jeżeli jednak kiedyś poczujesz się w moim towarzystwie niepewnie, daj mi jedzenie - dużo jedzenia. Na przykład makaron z truskawkami, które cisnęłam w tym tygodniu, by choć przez chwilę poczuć lato ;).


Reggae, spacery i jedzenie - cała ja :-). Aaa no i piesełki. Bez piesełków nie ma życia. Dlatego koniecznie obejrzyj tę kampanię:

 
Ale zanim to zrobisz, paczka chusteczek w dłoń. Nie, nie żartuję ;). Dawno nie widziałam czegoś tak pięknego i wzruszającego. Serio. 

Wiesz, może czasem wydaje Ci się, że jesteś beznadziejny i nikomu niepotrzebny. Że nie jesteś ani wyjątkowo ładny ani dość inteligentny. Że Twój jedyny talent to brak talentu. Szkoda, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że na świecie jest przynajmniej jeden pies, który wymarzył sobie właśnie Ciebie. Dla którego nie musisz być piękniejszy, mądrzejszy ani bogatszy. Dla którego jesteś idealny i... tak odległy.  Na którego cierpliwie czeka każdego dnia, choć siwiejący pysk mówi, że tego czasu może niebawem zabraknąć. Nie pozwól, żeby czyjeś życie było jednym wielkim czekaniem. Nie bój się być dla kogoś całym światem. Adoptuj i kochaj całym sercem. Tak jak ja.

Ściskam!