O wężu, macaniu w Rossmannie i wciąganiu chmielu [tygodnik]

Autorka: 10:30 ,



Na początek poproszę o małe oklaski na zachętę. Tym razem tygodnik wjeżdża po bożemu, w niedzielę. W dzisiejszym wpisie opowiem Wam o wężu, który wężem nie był, macaniu w Rossmannie i relaksującym wciąganiu chmielu :D.

Zacznijmy może od tego, że od jakiegoś czasu z zapartych tchem oglądałam na yt recenzje złuszczających skarpet. Miałam wszystko jak na tacy - before & after oraz dramatyczne zwroty akcji w trakcie procesu złuszczania :D. Od samego początku czułam, że to produkt dla mnie - leniwca, dla którego zabiegi pielęgnacyjne stóp to nie byle jaka kara ;p. Dlatego stwierdziłam, że przemęczę się te 1,5 tygodnia, a później będę świecić na prawo i lewo swoimi baby stópkami :D. Przymierzałam się do zakupu poleconych skarpet, ale pech chciał, że nie były dostępne stacjonarnie. Odezwała się we mnie polska, wiosenna cebulka i stwierdziłam, że nie będę płacić za przesyłkę. Ale akurat tak się złożyło, że w Biedronce pojawiły się złuszczające skarpetki Dr Pomoc:

źródło: klik

I choć nigdy przedtem nie słyszałam o tej marce, postanowiłam zaryzykować. Zostawiłam w kasie 10zł i zadowolona wróciłam do domu :D. Tego samego dnia przystąpiłam do zabiegu, a przez kolejne kilka czekałam na efekty. Po okołu dwóch dniach zaczęły mi się robić zadziorki - takie małe sterczące skórki niegotowe w pełni na złuszczenie. Uzbroiłam się więc w cierpliwość i ok. 4 dni po zabiegu zaczął się prawdziwy proces złuszczania - niestety tylko miejscowy. Małe fragmenty skóry zaczęły się złuszczać, zwłaszcza w środkowej części stopy, czyli tej najbardziej delikatnej i miękkiej, która nie potrzebowała kuracji wstrząsowej ;p. Następnie ruszyły naprawdę małe partie skóry z krawędzi stopy. Niestety pięty, na których najbardziej mi zależało nie były wzruszone glikolem ;p. Dlatego mam do Was pytanie, czy stosowałyście tego typu skarpetki i czy doczekałyście się efektu wow?

Ok, stopy mamy za sobą ;p. Przejdźmy więc do macania. Gdybym miała w jednym zdaniu opisać swój stosunek do promocji -49% w Rossmannie, powiedziałabym: Portfel się śmieje, a serce płacze.  No bo z jednej strony jest to spora oszczędność na stacjonarnych zakupach, a z drugiej warunki zakupów i stan kosmetyków są często dramatyczne. Brak testerów i masowo otwierane przez klientki pełnowartościowe produkty sprawiają, że naprawdę odechciewa mi się drogeryjnych byznesów. No bo co mi po wyschniętym, pełnym bakterii tuszu do rzęs za połowę ceny czy spękanym lakierze do paznokci? Hmmm, no thanks. Nie oznacza to jednak, że nie można się przed tym w żaden sposób uchronić. I właśnie dlatego przychodzę Wam na ratunek ze swoimi tipami:

1. Poproś ekspedientkę o pomoc.
Nie krępuj się nawet wtedy, gdy półka ugina się od ilości Twojej ulubionej maskary czy pudru. Bardzo często w szufladzie szafy danej marki lub na zapleczu skrywają się nietknięte żadnym szponem zapasy :D.

2. Wybieraj produkty z testerami.
Obecność testerów oczywiście nie gwarantuje świeżości pełnowartościowych produktów. Jednak mając do dyspozycji tester, każda klienta o zdrowych zmysłach daruje sobie otwieranie nowego produktu. Jest więc spora szansa, że na półce kryje się jakiś nietknięty, dziewiczy kosmetyk, na którym Ci zależy ;). 

3. Sięgaj po zabezpieczone produkty.
Powiedzmy sobie szczerze, z porządnie zapakowanym kosmetykiem każda wścibska łapa ma więcej roboty. Są więc produkty, co do świeżości których możesz być pewna. Jest to np. żelowy eyeliner z Maybelline - żeby go otworzyć, trzeba najpierw rozszarpać kartonik :D. To samo tyczy się chociażby żelowych lakierów do paznokci Sally Hansen. I choć szafa pęka w szwach od  pojedynczych lakierów, które łatwo rozkręcić, to są w sprzedaży również zapakowane dwupaki, które nie powinny Ci dostarczyć tylu rozczarowań :). 

A żeby nie było, że szewc bez butów chodzi, to pokażę Wam swoje dotychczasowe zakupy:


W poprzednim tygodniu do mojego koszyka wpadł również wspomniany wcześniej zestaw do paznokci: żelowy lakier w kolorze nude + top coat Sally Hansen ;). Biedaczek nie załapał się na zdjęcie, ale na pewno Wam go pokażę przy najbliższej okazji.

Kosmetyki kosmetykami, ale nic nie relaksuje tak jak wciąganie chmielu. A tak serio, byłam ostatnio w okolicznym browarze na wykładzie o chmielu. Jak się tam znalazłam? TŻ pasjonuje się browarnictwem, więc jak tylko wyhaczyłam informację o wykładzie, postanowiłam działać :D. I właśnie tym sposobem spędziliśmy jedno miłe popołudnie na piwnych dyskusjach, wąchaniu chmielu i słuchaniu ciekawostek :D. I dzięki temu mogę Wam zdradzić sposób na bezsenność - napar z szyszek chmielu lub...szyszki wsadzone do uszu. Pewnie myślicie, że zwariowałam? Nie, jeszcze nie ;). Chmiel zawiera bioflawonoidy, które wspomagają zasypianie i naturalny sen :). 


Patrzcie ją, jak się zaciąga! :D

I tym sposobem dobrnęliśmy do końca tego tygodnika. Nie zapomnijcie napisać mi o swoich doświadczeniach ze złuszczającymi skarpetkami i rossmannowych łowach :). 

 Ściskam!

ZOBACZ TAKŻE

7 komentarze

  1. Siemka, ziomeczku! Niedziela czy poniedziałek - nieeeważne:D obojętnie którego dnia tygodnia miło połyka się Twój pozytywny przegląd tygodnia :-) Gratuluję (nie)macanych łowów w Rossmannie i współczuję z powodu Doktora Pomoc (ta nazwa jest taka creepy :O). Trzymam kciuki za poszukiwania działających skarpet złuszczających, niestety nie jestem w stanie nic podpowiedzieć, bo moja wiedza w temacie ogranicza się do kremu do pięt z mocznikiem z Rossmanna.
    P.S. Nadstawiam kielonka po raz drugi, tym razem do browarnych specjałów ;D
    pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siemka Morduniu! Ojej, dziękuję <3. W takim razie muszę przetestować pozostałe dni tygodnia! :D Hahaha :D Nazwa Dr Pomoc idealnie wpisuje się w Telezakupy Mango, ich AbGymnik i inne kosmosy :D. Jakiego kremu używasz? :) Czyżby Evree?;>

      PS. Zdrówko Twoje w gardło moje! :D

      Usuń
  2. Wleciałam wczoraj do Rossmanna dosłownie na 5 minut, chwyciłam tylko te sprawdzone produkty, które lubię a które sięgnęły dna, zapłaciłam i wyszłam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Złuszczających skarpetek nie używałam, ale w Rossmannie dzisiaj niestety byłam.. Niestety, bo nie mogłam się tam odnaleźć, za dużo ludzi, pełno bab, które nie wiedza gdzie ręce włożyć, ścisk, duchota, gorąc.. no masakra. Na szczęście w miarę szybko wybrałam puder, kredkę i szampon i oby mi służyły ;-) Nie uległam wyjątkowo tym promocjom, bo wszystko jeszcze mam właśnie oprócz tego co kupiłam, więc jestem z siebie a prawdę dumna! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratsy za przemyślane zakupy! :D Ja podczas poprzedniej promocji nic nie kupiłam :D. Teraz niestety kończą mi się podstawy: podkład, korektor, puder, więc zostawiłam w Rossie sporo pieniędzy :<. Ale pocieszam się tym, że były to bardzo przemyślane zakupy ;). Niestety, jak się teraz okazuje nie w 100% trafione kolorystycznie (Pozdrawiam wszystkie białe ryjki <3), ale cóż ;p.

      Usuń
    2. To z kolei ja poszalałam na poprzednich promkach :D ale też mi się kończył podklad, korektor, liner i jakieś inne rzeczy, więc cieszyłam się, że normalnie pewnie zapłaciłabym 2x więcej, albo po prostu kupiła przez neta..w sumie tak najbardziej lubię, bo mam ciszę i spokój i nikt nie stoi nade mną i nie ma tego poganiającego wzroku żebym sobie już poszła bo on chce teraz oglądać :D

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz!:-)